Im więcej osób korzysta z ciepłej wody dostarczanej przez ciepłownię, tym mniejsze koszty dla użytkowników - tłumaczy prezes ZGM Łukasz Paruzel.
Mieszkańcy bloku komunalnego przy ul. Mszczonowskiej mają już dość płacenia wysokich rachunków za ciepłą wodę. Prezes Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej rozkłada ręce i mówi, że nic się nie da zrobić.
Mieszkaniec bloku przy ul. Mszczonowskiej 3 skarży się, że lokatorzy płacą nie tylko miesięczne, wcale niemałe rachunki za zużycie ciepłej wody.
- Przychodzi również tak zwane rozliczenie roczne i wtedy okazuje się, że mamy na przykład 300 zł dopłacić - mówi pan Janusz. - To niemała kwota, ale niektórzy muszą dopłacić 500 złotych. Przecież to się w głowie nie mieści.
Okazuje się, że wszystko zaczęło się w momencie, gdy wspólnota podjęła decyzję o likwidacji bojlerów podgrzewających wodę i podłączeniu bloku do sieci miejskiej.
- Rzecz polega na tym, że woda w bloku cyrkuluje w pewnym układzie i ciepłownia musi dbać o to, aby woda była podgrzana do minimum 55 stopni Celsjusza, aby nie rozwijały się bakterie - tłumaczy prezes ZGM Łukasz Paruzel. - W tym konkretnym bloku jednocześnie spadło zużycie wody, bo niektórzy przestali korzystać z sieciowej i wrócili do bojlerów, a inni znowu jak potrzebują ciepłej wody, to podgrzewają sobie na gazie. W takiej sytuacji koszty rozkładają się na mniejszą liczbę użytkowników i cena jednego metra sześciennego ciepłej wody rośnie. W niektórych blokach płaci się za jeden metr 16 zł, a są też takie, w których za ten sam metr trzeba zapłacić ponad 50 zł.
Zdaniem prezesa nie ma innego sposobu, aby rozliczać koszty podgrzania i dostarczenia ciepłej wody do mieszkań. Pozostaje jedynie przekonywać tych, którzy nie korzystają z sieci miejskiej, aby zaczęli z niej korzystać, wtedy więcej osób będzie partycypować w kosztach.