Szukając materiałów o ludowych obchodach Wielkanocy w naszym regionie, natknęłam się na książkę Anieli Chmielińskiej pt. "Księżacy (Łowiczanie)" z 1925 roku.
Aniela Chmielińska – założycielka Muzeum Etnograficznego w Łowiczu, spędziła wiele czasu z mieszkańcami okolicznych wsi, opisując ich zwyczaje i obrzędy.
Przez wieki ziemie: skierniewicka i łowicka stanowiły własność biskupów gnieźnieńskich, którzy najpierw mieli siedzibę w Łowiczu, a następnie przenieśli ją do Skierniewic. Tak jak obecnie, także w 1925 roku, gdy Aniela Chmielińska publikowała swoje badania obydwa powiaty stanowiły jeden region kulturowy. Tzw. Region Łowicki. Dlatego obrzędy wielkanocne, zarówno w okolicach Skierniewic, jak i okolicach Łowicza były prawie takie same.
Przenieśmy się więc na skierniewicko-łowicką wieś lat 20. XX wieku i oddajmy głos Anieli Chmielińskiej:
Księżanki dwa razy do roku przed Wielkanocą przed Bożem Narodzeniem przygotowują wycinanki, dbając o piękny wygląd izby na święta. Wycinanki ostatniej mody muszą być na białym kolorze - tła kolorowe są "ordynarne", przeto odrzucone - koniecznie w kwiaty jak najdrobniejsze, a więc niezapominajki, bzy.
Podziwiać należy pracowitość niezwykłą, z jaka dziewczęta nalepiają minimalne płatki jedne na drugie, aby zachować cieniowanie kwiatów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że te mikroskopijne cząsteczki wycinają zawsze nożycami do strzyżenia owiec, a do lepienia używają tak niewdzięcznego płynu, jakim jest białko, podziwiać musimy zręczność ich palców i niepospolitą cierpliwość. Jakkolwiek gospodarze postępowi uważają, że wycinanka to strata czasu, jednakże znaczna część dziewcząt, zwłaszcza w "rdzennem Księstwie", t. j. w parafji Bąkowskiej, Złakowskiej, Zduńskiej poświęca wieczory w okresie Wielkiego Postu na wycinanie nowych "tasiemek i koder", aby stroić niemi mieszkanie na Wielkanoc. Tasiemki z "łońskiego roku" jako podniszczone idą do kuchni, a z kuchni zabiera je parobek do stajni, bo i "lewentarzowi trza ustroić na święta".
W Niedziele Palmową, czyli kwietnią niedzielę – odbywa się święcenie palm; po przyjściu z kościoła łykają "bazie", aby zabezpieczyć się przeciw febrze. Palmy bywają starannie przechowywane.
Wielka Sobota to dzień, gdy w kościołach odbywa się święcenie wody i cierni. Wieczorem Rezurekcja, na którą przybywa lud gromadnie. Podczas Rezurekcji jeszcze niezbyt dawno strzelano z moździerzy, do czasów obecnych odbywa się strzelanina z hypermanganikum. Księża święcą "święconkę", znoszoną do kilku domów we wsi.
Wielkanoc. Gospodarz święci wszystkie budynki wodą święconą. W dniu tym nie godzi się kłaść spać, boć zboże położyłoby się w polu. Dzielą się ludzie jajkiem święconem. W czasach dawniejszych gotowali jaja w "krasi", w zielonych piórkach owsa, lub we mchu, zeskrobanym z kamieni, na kolor zielony, w łupinach cebuli na kolor żółty, w topolowych baźkach na wiśniowy; "krasili" również w farbie kupowanej. W Piotrowicach spotykano pisanki, tj. jajka, zdobione przed ugotowaniem na skorupce, oblanej woskiem. Pisanek ani jajek kolorowanych od r. 1906 nie spotyka się.
Drugi dzień Wielkiej Nocy. Przed świtaniem wyrusza młodzież, aby obejść pole przy śpiewie pieśni o Zmartwychwstaniu; na kopcach granicznych zakopuje się palmę święconą, odmawia modlitwy. Palma chroni zasiewy od gradobicia. Jest to dzień dyngusów i śmigusów. Dyngus: to podarek złożony z jajek. Dawny zwyczaj zanurzania dziewcząt w żłobach, beczkach, napełnionych wodą, zaginął; widuje się jeszcze chłopców, biegających po wsi z ręcznemi sikawkami; są to najczęściej przyrządy do wyrabiania kiełbas. Dziewczęta kryją się, zaczajone z wodą w garnuszkach. Młodzież kupuje coraz częściej wodę kolońską, a zwłaszcza perfumy i dyskretnie oblewa niemi wyróżniane dziewczęta Kogutek. Niegdyś chodzili chłopcy z kurkiem, umieszczonym na osi, między dwoma kołami; do osi przytwierdzony był dyszel, za pociągnięciem sznurka poruszał się kurek. Obecnie spotyka się jeszcze "Kogutka", bądź z drzewa, oblepionego piórami, bądź też zabitego koguta, wypchanego sianem; chodzą z nim chłopcy po dyngusie, śpiewając:
Do tego domu wstępujemy, scęścia, zdrowia więsujemy,
Dójciez nam dziesięć grosy, pusce kura do kokosy.
Dójcie nom, co mocie doć, nie kozcie nom długo cekoć.
Dziewczęta chodziły z gaikiem, to jest drzewkiem, ustrojonem bibułkami kolorowemi i wstążeczkami:
Gaicek zielony, pięknie ustrojony. A w co ustrojony?...
Nos gaicek z lasa idzie, dziwujo mu się wsyscy ludzie.
Albo:
Mój gaiku zielony, pięknie ustrojony,
Pięknie sobie chodzi, bo mu się tak godzi,
Pani gospodyni kluczykamy brzęko
Dla nas ci to, dla nos, podarunku suko.
A po Wielkanocy chłopi wracali do ciężkiej pracy w polu i obejściu, orali, robili zasiewy, powoli przygotowywali się do żniw, sianokosów. I z niecierpliwością czekali drugiego wielkiego wydarzenia corocznego - Świąt Bożego Narodzenia.
Na podstawie: Aniela Chmielińska, „Księżacy (Łowiczanie)”, Księgarnia Geograficzna Orbis, Kraków 1925r.
Oprac. Aneta Kapelusz