Wierni dziękowali na łowickich Bratkowicach św. Rochowi i bł. Bolesławie Lament [ZDJĘCIA]
Jak co roku, 16 sierpnia, odprawiona została msza święta przy kapliczce świętego Rocha na łowickich Bratkowicach. Wzięło w niej udział ok. 150 osób. Wśród nich znalazł się burmistrz Krzysztof Kaliński oraz starosta Marcin Kosiorek.
Od ponad 160. lat bratkowiczanie w połowie sierpnia proszą św. Rocha o wstawiennictwo u Stwórcy. Dzieje się to przy kapliczce z figurą świętego, którą ufundowali w 1852 roku łowiczanie ocaleni z epidemii cholery. Zdziesiątkowała ona ludność Łowicza w 1847 roku.
W tym roku uroczyste nabożeństwo odprawił ksiądz Wojciech Osial, biskup pomocniczy diecezji łowickiej. Za wszelkie łaski dziękowano nie tylko św. Rochowi, ale także Bolesławie Lament. Jako dziecko błogosławiona łowiczanka modliła się pod kapliczką bratkowickiego świętego.
Postaci św. Rocha oraz bł. Lament przybliżył wiernym ksiądz biskup.
Święty Roch
Święty Roch urodził się jako jedyny syn w magnackiej rodzinie zamieszkałej w południowej Francji, w miejscowości Montpellier. Wobec braku dokładnych danych jest niemożliwe ustalenie chronologii dat z jego życia. Przypuszczalnie są to lata 1295-1327.
Mały Roch wychowywał się u boku rodziców, którzy dla swego jedynego syna pragnęli szczęścia i dobrego stanowiska w mieście. Bóg jednak chciał inaczej. Gdy Roch miał 19 lat, rodzice zmarli. Przyjął to ze szczerą pokorą, w jakiej był wychowany, jako krzyż Pański.
W tym czasie silnie promieniował na całą Francję kult św. Franciszka z Asyżu. Zafascynował się nim także młody Roch, który pamiętał słowa Ewangelii: "Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie" (Mt 19,21). Tak też uczynił, sprzedał dość pokaźny majątek odziedziczony po rodzicach, a pieniądze rozdał ubogim w swym mieście.
Nic nie zatrzymywało go w Montpellier, postanowił więc w pielgrzymim trudzie udać się do Rzymu. Nie doszedł jednak do Wiecznego Miasta, gdyż w miasteczku włoskim Acquapendente zaskoczyła go epidemia dżumy. Miasto wyglądało jak wymarłe. W domach były tylko trupy lub konający chorzy. I tu objawiło się wielkie serce młodego wędrowca z Francji i jego miłość bliźniego. Zgłosił się do miejscowego szpitala, oferując swoją pomoc. Chodził od łóżka do łóżka pocieszając, budząc otuchę i wiarę w Boga. Całe dnie i noce trwał na swym posterunku, niosąc chorym to, czego żaden lekarz nie był w stanie im dać, serdeczną wiarę i to, czym go Bóg obdarzył - moc uzdrawiania.
Zjednywało mu to sławę świętego. Uciekając przed otaczającym go tłumem wielbicieli, opuścił miasto i udał się do Rzymu, gdzie spędził około trzech lat, nawiedzając kościoły, opiekując się chorymi i ubogimi. Rzym też przeżywał chwile grozy, gdyż zaraza i tu dziesiątkowała mieszkańców, którzy niemal co roku w okresie lata przeżywali trudne chwile. Było to związane z fatalnym stanem sanitarnym miasta. Mieszkańcy Rzymu byli więc zmuszeni pić nie nadającą się do tego mulistą wodę z Tybru, której jakość drastycznie się obniżała każdego lata, także wskutek olbrzymiej ilości ścieków.
Święty Roch, gdy przybył do Rzymu, zastał właśnie zarazę. Zrozumiał, że wolą Bożą jest, by i tu pomagał potrzebującym. Oddał się bez reszty ratowaniu chorych, a jego heroicznej miłości nic nie było w stanie powstrzymać. I znowu Bóg za jego pośrednictwem zaczął czynić cuda: kogo tylko dotknęła jego ręka, ten powracał do zdrowia. Wkrótce zaraza wygasła, a Rzym wrócił do normalnego życia.
Święty postanowił wracać do Francji. W Piacenza zastał znowu epidemię dżumy. Przy posłudze chorym zaraził się. W swej ogromnej prostocie i poddaniu się woli Bożej, by nie zarazić innych, wyczołgał się do pobliskiego lasu. Według podania, wytropił go tam pies, a po śladach psa odkrył go właściciel pobliskiego gospodarstwa. Dobry ten człowiek zabrał go do siebie i opiekował się nim aż do wyzdrowienia.
Święty Roch postanowił wrócić do swego rodzinnego miasta. Gdy jednak znalazł się nad Lago Maggiore (Jeziorem Wielkim), w miasteczku Angera, pochwycili go żołnierze pograniczni, biorąc za szpiega włoskiego, i uwięzili go. Pięć lat przesiedział w więzieniu, gdzie poddawano go różnym przesłuchaniom i torturom. Gdy przyjął z rąk kapłana ostatnie sakramenty, czując zbliżającą się śmierć, wzniósł swoje oczy ku niebu i rzekł: Panie, jeśli mam o co prosić, to spraw łaskawie, aby dla zasług najukochańszego Syna Twego został uleczony każdy, który mnie w zaraźliwej chorobie wezwie o pomoc. Według innych hagiografów, napis ten, odkryty po śmierci świętego, miał się znajdować na ścianie celi więziennej.
Św. Roch zmarł 16 sierpnia około 1327 r., w wieku zaledwie 32 lat. Dopiero po śmierci rozpoznano, kim był nieznany więzień i wyprawiono mu wspaniały pogrzeb, uznając go za męża świętego.
Kult św. Rocha obiegł całą Francję, zawędrował do Niemiec i Włoch. W Rzymie papież Aleksander VI wystawił ku jego czci kościół, a papież Pius IV ufundował szpital, powierzając go bractwu św. Rocha (1560).
W Polsce św. Roch był czczony już w XV wieku i zapewne w tym czasie jego kult dotarł do Krakowa, gdzie obok św. Sebastiana stał się patronem chroniącym od zarazy, która często nawiedzała stolicę polskiego Królestwa. Był św. Roch patronem chroniącym od wszelkich chorób i szczególnym opiekunem zwierząt domowych.
Błogosławiona Bolesława Lament
Błogosławiona Bolesława urodziła się 3 lipca 1862 roku w wielodzietnej rodzinie rzemieślniczej w Łowiczu. Ojciec jej, Marcin, był szewcem, a matka, Łucja, zajmowała się domem i wychowywaniem dzieci. Mieli ich ośmioro: pięć córek: Bolesławę, Stanisławę, Helenę, Leokadię i Mariannę oraz trzech synów: Marcina, Antoniego i Stefana. Troje zmarło w wieku dziecięcym. Stefan utopił się w Wiśle w 19 roku życia, podczas ratowania kolegi.
Po szkole podstawowej, mając 14 lat ukończyła w Łowiczu trzyletnie gimnazjum rosyjskie z wyróżnieniem w postaci złotego medalu. Upoważniało ją to do uczenia w szkołach podstawowych.
Rodzice jednak chcieli ją dobrze przygotować do życia i gdy miała osiemnaście lat, posłali ją do Warszawy, aby tam uzyskała dyplom krawiecki. Krawiectwa uczyła się przez dwa lata jeszcze w Łowiczu. Po uzyskaniu dyplomu powróciła do Łowicza i w 1882 roku założyła zakład krawiecki. Razem z nią pracowała jej siostra Stanisława.
Po dwóch latach postanowiła przenieść się do Warszawy i tam otworzyć pracownię. Jednak za radą spowiednika ks. Antoniego Chmielowskiego zmieniła decyzję i razem z siostrą Stanisławą wstąpiły do Zgromadzenia Sióstr Rodziny Marii. Ponieważ nie wolno było przyjmować do klasztorów, dlatego nowicjat odbywały potajemnie, a następnie po ślubach czasowych Bolesława pracowała jako wychowawczyni dziewcząt w różnych domach zgromadzenia, m.in. w Iłłukszcie, Petersburgu, Odessie i Symferopolu. Wszędzie okazywała wielką troskę o dziewczęta, starając się pozyskać je nie tylko dla katolicyzmu z prawosławia, ale równocześnie przygotowywała je do I Komunii św.
Kiedy nadszedł czas składania ślubów wieczystych, wówczas opuściła zgromadzenie. Chciała bowiem wstąpić do klasztoru klauzurowego. Spowiednik jednak wskazał jej na konieczność pracy wśród opuszczonej i zaniedbanej młodzieży, aby uchronić ją od utraty wiary i polskości. Powróciła wówczas do Warszawy, założyła pracownię krawiecką na Pradze, a równocześnie Dom Noclegowy dla bezdomnych, który prowadziła przez dziesięć lat, troszcząc się wielce zarówno o ich sprawy materialne, jak i duchowe, o życie religijne i moralne, o powrót do Boga.
Nie zaniedbywała także pracy nad sobą. Spowiednikiem jej w tym czasie był o. Honorat Koźmiński. Pod jego kierownictwem odprawiała każdego roku rekolekcje.
W tym czasie przeżyła bardzo boleśnie śmierć swojego brata Stefana, sposobiącego się do kapłaństwa. Wówczas postanowiła, że powróci do życia zakonnego. W 1903 r., na polecenie o. Honorata, udała się do Mohylewa, ponieważ tamtejsza właścicielka ziemska Leontyna Sianożęcka prosiła o siostry bezhabitowe do pracy w założonej przez siebie instytucji wychowawczej, do kierowania zakładem i tamtejszymi tercjarkami.
Bolesława swoim głębokim życiem religijnym i pobożnością promieniowała na otoczenie. Już wówczas mniemano, że jest siostrą zakonną. Pomogło jej to przy współpracy z kandydatkami. Pod kierunkiem jezuity o. Feliksa Wiercińskiego z Moskwy założyła w październiku 1905 r. Towarzystwo Świętej Rodziny, którego celem miały być: modlitwa, działalność religijno-wychowawcza oraz dążenie do pojednania i zjednoczenia prawosławia z Kościołem katolickim. Praca ze względu na władze carskie, wrogie katolicyzmowi, musiała być nadal prowadzona tajemnie.
W 1907 r. założyła dom w Petersburgu, obejmując sierociniec przy parafii św. Kazimierza, a później także przy parafii Wniebowzięcia NMP od 1912 roku.
Towarzystwo Świętej Rodziny prowadziło także progimnazjum dla dziewcząt wraz z internatem, w którym były zarówno dziewczęta z rodzin katolickich, jak i prawosławnych. W 1913 r. powstał kolejny dom, tym razem w Wyborgu, w Finlandii. Korzystając z wielkiej przychylności ks. abpa Cieplaka wyodrębniła w zgromadzeniu gałąź sióstr wschodniego obrządku - unijną, która po rewolucji październikowej - ze względu na represje władz komunistycznych - przestała istnieć.
W roku 1918 powstał kolejny dom w Żytomierzu. W następnych latach władze komunistyczne likwidowały kolejno wszystkie domy Towarzystwa Świętej Rodziny, tak że w 1921 roku siostry wyjechały do Polski. W 1922 roku rozwinęły działalność w Chełmnie, a następnie w centralnych i wschodnich diecezjach kraju.
Tutaj także ustaliła się ostatecznie nazwa: Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny. Siostry pracowały głównie wśród ludności wiejskiej, prawosławnej, w miejscowościach oddalonych od kościoła. Gromadziły ludzi na modlitwę, opiekowały się najuboższymi, spełniały posługę samarytańską i udzielały pomocy materialnej, przez co zyskiwały sobie przychylność i powszechne uznanie. To była ich praca apostolsko-ekumeniczna; nie patrzyły bowiem na pochodzenie czy przekonania religijne. Przychodziły z pomocą każdemu, jak tylko mogły.
W 1935 roku Matka Bolesława odsunęła się od zarządzania zgromadzeniem. Zamieszkała w Białymstoku i tam prowadziła wszechstronną działalność apostolską, wychowawczą i charytatywną. Pod koniec życia została sparaliżowana i tak swój krzyż cierpienia znosiła przez długich pięć lat. Zmarła dnia 29 stycznia 1946 r. Ciało jej złożono w podziemiach kościoła zgromadzenia w Ratowie w diecezji płockiej.
W 1971 r. rozpoczęto proces beatyfikacyjny, zakończony pomyślnie w 1991 r. uroczystą beatyfikacją. Jej wspomnienie liturgiczne Kościół w Polsce obchodzi 29 stycznia.
W Łowiczu na pamiątkę słynnej zakonnicy nazwano jej imieniem jedną z ulic na osiedlu Bratkowice.