Wkrótce zapadnie wyrok w sprawie Jerzego G.
Odbyła się kolejna rozprawa o dotkliwe pogryzienie kobiety przez psy. Zdarzenie miało miejsce jesienią 2014 r. Na ławie oskarżonych zasiada Jerzy G.
Sąd przesłuchał między innymi biegłą, pracownicę naukową SGGW, od lat zajmującą się badaniem zachowań psów. Stwierdziła ona, że psy mogły zostawić na ubraniu pokrzywdzonej kobiety ślady śliny niekoniecznie biorąc udział w ataku.
- Jest prawdopodobne, że ślina została wydzielona podczas obwąchiwania w wyniku atrakcyjnych dla zwierząt zapachów - stwierdziła. - Ślina psów mogła zawierać materiał genetyczny, ale nie musiał się on tam znaleźć.
Przesłuchiwana zauważyła również, że pod bramą wjazdową na posesję oskarżonego znajdowały się koleiny, które psy mogły wykorzystać, aby wydostać się na zewnątrz ogrodzenia. Przyznała jednak, że wiedzę o koleinach zaczerpnęła z zeznań innych świadków.
Szefowa schroniska dla zwierząt, w którym umieszczono psy oskarżonego zeznała, że jeden z tych czworonogów na początku był niebezpieczny (sama została przez niego zaatakowana), teraz natomiast nieco się uspokoił, ale wciąż nie nadaje się do adopcji. Przypomnijmy, że jakiś czas ten właśnie pies wydostał się z kojca i zagryzł innego psa, przebywającego w schronisku. Świadek stwierdziła również, że psy wyglądały na niedożywione, zaś stan ich futer wskazywał, że były to zwierzęta wolno biegające. Wyrok w tej sprawie ma zapaść 4 maja.