Właściciela nie ma, dach przecieka

Czytaj dalej
Fot. Roman Bednarek
Roman Bednarek

Właściciela nie ma, dach przecieka

Roman Bednarek

Lokatorzy zapewniają, że wykonają remont na swój koszt, ale pod warunkiem, że sąsiadka zwolni lokal, w którym nie mieszka już od trzech lat. Zgłosili problem do inmspektoratu nadzoru budowlanego, który ukarał grzywną prezesa spółdzielni, która już od dawna nie prowadzi działalności.

W parterowym budynku wielorodzinnym w Celigowie zameldowane są trzy rodziny, mieszkają natomiast dwie. Budynek ten należał niegdyś do rolniczej spółdzielni produkcyjnej, która weszła w stan upadłości na początku lat 90. poprzedniego wieku. Okazuje się jednak, że to właśnie spółdzielnia jest zarządcą budynku, a w zasadzie reprezentujący ją prezes. Mieszkania kiedyś zajmowali pracownicy spółdzielni, w tej chwili mieszkają tam potomkowie osób zatrudnionych w przedsiębiorstwie.

Lokatorzy budynku maja problem, który ciągnie się już od pewnego czasu. Polega on na tym, że dach zaczął przeciekać, w czasie opadów deszczu woda więc leje się po ścianach, w których rozprzestrzenił się grzyb. Spółdzielnia budynku nie remontuje, bo dawno już zakończyła swoją działalność. Podstawowe remonty wykonują zatem lokatorzy na swój własny koszt. Dlaczego więc nie zajęli się dachem?

– Do pewnego czasu każda rodzina naprawiała dach nad swoim mieszkaniem – tłumaczy Alina Kaczmarczyk, lokatorka jednego z mieszkań. – Ale sąsiadka, zajmująca środkowe mieszkanie, jest zatrudniona w gminie, jako opiekunka dzieci przewożonych autobusem szkolnym i otrzymała lokal w Głuchowie. Przeprowadziła się do niego trzy lata temu, ale mieszkanie tutaj nadal zajmuje. Problem w tym, że nie interesuje się dachem i pozostałymi remontami.

Dach zaczął przeciekać właśnie nad opuszczonym mieszkaniem i mieszkańcy dwóch pozostałych lokali obawiają się, że z czasem zawali się, przez co ich mieszkania ulegną zniszczeniu. Zwrócili się ze sprawą do prezesa nieistniejącej spółdzielni. Nie domagali się jednak, aby przeprowadził remont.

– Powiedzieliśmy mu, że naprawimy ten dach, ale pod warunkiem, że sąsiadka wyprowadzi się z tego mieszkania – mówi Alina Kaczmarczyk. – Bo może się okazać, że my naprawimy, a ona wprowadzi się z powrotem i będzie sobie mieszkać naszym kosztem.

Prezes spółdzielni uważa, że problem nie powinien dotyczyć jego osoby.

– Prezesem jestem tylko na papierku, bo spółdzielni już nie ma – wyjaśnia Andrzej Kowalski. – Zostałem nim tuż przed postawieniem przedsiębiorstwa w stan upadłości i teraz mam z tego powodu tylko kłopoty. Moje nazwisko nie figuruje nawet w krajowym rejestrze sądowym. Już wtedy, gdy nastałem, spółdzielnia nie miała pieniędzy, żeby wprowadzić zmiany w składzie zarządu i do dziś figuruje tam stary prezes, który zresztą już nie żyje. A jeśli chodzi o ten budynek, to sprawa wygląda tak, że dwie panie, które w nim zostały, są skonfliktowane z tą, która się wyprowadziła i o to wszystko się rozbija.

Alina Kaczmarczyk nie ukrywa, że zarówno ona, jak i jej sąsiadka, nie pozostają w dobrych stosunkach z kobietą, która się wyprowadziła.

– Nie mogło być inaczej, bo ona w ogóle nie dbała o nic, a my starałyśmy się nakłonić ją, żeby zrobiła swoją część remontu – tłumaczy. – Nic żeśmy nie wskórały, więc musiało dojść do konfliktu. Ale nam nie chodzi o to, żeby się na niej odgrywać, a jedynie o stan budynku, w którym mieszkamy.

W ubiegłym roku kobiety zgłosiły sprawę do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Skierniewicach. Inspektorzy przeprowadzili kontrolę i orzekli, że dach wymaga remontu.

– Jest on rzeczywiście w kiepskim stanie – ocenia Krystyna Szachogłuchowicz, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. – Zarządca budynku, czyli prezes spółdzielni otrzymał zalecenie wykonania naprawy dachu i wymiany blacharki dachowej. Zalecenie inspektoratu nie zostało wykonane.

– Musiałbym za ten remont zapłacić z własnej kieszeni, a dlaczego miałbym to robić, skoro tam nie mieszkam? – tłumaczy Andrzej Kowalski. – Przecież mieszkańcy tego budynku nie płacą nawet czynszu, bo nie go kto naliczać, więc skąd wziąć na remont?

Alina Kaczmarczyk przyznaje, że nikt nie pobiera czynszu za wynajem mieszkań.

– Dlatego sami remontujemy ten budynek – mówi.

Inspektorzy nadzoru budowlanego ponownie skontrolowali budynek w Celigowie i wobec braku reakcji zarządcy, ukarali go grzywną.

– Później prezes powiedział nam, że będziemy musieli złożyć się na tę karę – skarży się Pani Alina.

– Nieprawda, nic takiego nie mówiłem – zaprzecza Andrzej Kowalski. – Ale jestem po rozmowie z panią, która zajmuje środkowe mieszkanie i zapewniła mnie, że naprawi tę swoją część dachu, tak że problem wkrótce powinien być rozwiązany.
Inspektorat nadzoru budowlanego zapowiada, że wkrótce ponownie skontroluje, czy nakaz wykonania remontu został spełniony.

– Jeśli dach został wyremontowany, prezes może złożyć wniosek o umorzenie grzywny i zostanie ona anulowana – zapewnia Krystyna Szachogłuchowicz. – Jeśli natomiast nic nie zostało zrobione, postępowanie będzie dalej prowadzone.

Lokatorzy nie wierzą, że ich sąsiadka naprawi dach, bo wielokrotnie już to obiecywała. Zresztą – ich zdaniem – nie ma w tym żadnego interesu, skoro mieszka gdzie indziej. A nikt jej przecież nic nie zrobi.

– Sytuacja jest patowa – wzdycha Alina Kaczmarczyk.

Roman Bednarek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.