Wniósł do sądu rewolwer i "pistolety"
Mieszkaniec Łowicza wyciągnął podczas rozprawy sądowej trzy przedmioty przypominające broń palną. Były to dwie atrapy i rewolwer sygnałowy.
Nic nie zapowiadało dramatycznych wydarzeń, które około godz. 12.30 rozegrały się 28 grudnia w Sądzie Rejonowym w Łowiczu. Odbywała się tam rozprawa dotycząca awantury rodzinnej, podczas której miało dojść do naruszenia nietykalności cielesnej, uszkodzenia mienia i próby naruszenia miru domowego.
Jako ostatni przesłuchiwany był 65-letni łowiczanin. Mężczyzna był nie tylko pokrzywdzonym, ale także oskarżycielem posiłkowym w rozpoznawanej sprawie. W pierwszej fazie przesłuchania, mimo wezwań sędzi Magdaleny Piwowarczyk, wycofał się on do miejsca, w którym wcześniej siedział i z torby wyciągnął trzy przedmioty przypominające krótką broń palną. Jednym z nich wymachiwał na sali rozpraw, w której znajdowało się siedem osób. Domniemana broń kierowana była także w kierunku oskarżonego.
- W tej ogromnie stresującej sytuacji wezwałam policję - informuje Magdalena Piwowarczyk, prezes Sądu Rejonowego w Łowiczu. - Ta wstępnie stwierdziła, że nie jest to broń palna.
Za naruszenie powagi rozprawy sądowej 65-latek został ukarany karą porządkową w postaci dziesięciodniowego aresztu. Na razie nie wiadomo w jakim celu 65-latek przemycił do sali rozpraw niebezpiecznie wyglądające przemioty. Wstępne ustalania policji wskazują na to, że mężczyzna przemycił do sądu rewolwer sygnałowy i dwie atrapy pistoletów.
- Jest to jednak tylko przypuszczenie i sprawdzamy obecnie czy doszło do naruszenia ustawy o broni i amunicji - mówi Urszula Szymczak, rzecznik łowickiej policji.
Sprawę bada Prokuratura Rejonowa w Łowiczu.
Znacznie poważniejszy jest jednak problem bezpieczeństwa w Sądzie Rejonowym w Łowiczu. To pierwszy przypadek w Łódzkiem, aby ktoś na teren sądu wniósł przedmioty przypominające broń palną.
Osoby wchodzące do łowickiego SR przechodzą przez specjalną bramkę z wykrywaczem metali i urządzeniem do prześwietlania zawartości toreb. Dozorują ją pracownicy firmy ochroniarskiej Scorpio z podłowickich Zielkowic. Ochroniarz dyżurujący feralnego dnia w sądzie został odsunięty o wykonywania obowiązków służbowych na jego terenie.
Z analizy sądowego monitoringu wynika, że zmierzający na salę rozpraw mężczyzna bez problemu przeszedł przez bramkę z wykrywaczem metali, a następnie położył torbę na taśmie urządzenia prześwietlającego. Z wyjaśnień szefa ochrony, których zażądała prezes sądu Magdalena Piwowarczyk, wynika, że pracownik Scorpio prześwietlił torbę, ale nie zwrócił uwagi na zaciemnienie na monitorze, które wskazywało na to, że należy ją dokładnie zrewidować.
Obecnie wyjaśniane jest to, kto ponosi winę za tę niepokojącą sytuację. Ochroniarz, który nie dopełnił ciążących na nim obowiązków, wadliwie działający sprzęt wykrywający, czy też może 65-letni łowiczanin zastosował specjalne środki, które uniemożliwiły wykrycia atrap broni i rewolweru sygnałowego.
- Z ostatecznymi wnioskami czekamy do zakończenia prokuratorskiego śledztwa, ale wstępnie mogę powiedzieć, że zawiódł czynnik ludzki - uważa prezes łowickiego sądu. - Sprawa zmiany firmy ochroniarskiej jest otwarta, ale sądzę, że niekoniecznie podniosłoby to poziom bezpieczeństwa w sądzie. Obecna firma stała się mocno wyczulona na tego typu zachowania.
Warto podkreślić, że sądy nie są ochraniane przez policję, ale przez firmy zewnętrze. Podczas wyboru ofert rozstrzygającym kryterium jest cena. Ochroniarz nie ma także prawa dokonania rewizji podejrzanego bagażu.