Wspólnie pomóżmy pani Małgorzacie ze Skierniewic. Mieszka w ciężkich warunkach [ZDJĘCIA]
Jeśli komukolwiek należałoby pomóc, to z pewnością pani Małgorzacie. Skierniewiczanka przeszła wiele w swoim życiu, a teraz, schorowana i w dużej potrzebie, czeka na nasz odruch serca.
To skromna osoba, nikomu nie żaląca się na swój los i gdyby nie przypadek, a mianowicie spotkania mieszkańców ulicy Miedniewickiej z władzami miasta, sąsiedzi nie dowiedzieliby się, że kobieta mieszka w tak bardzo złych warunkach.
- Do całkowitej wymiany jest piec węglowy, bo jego użytkowanie zagraża zdrowiu, a nawet życiu, cała hydraulika, przeciekający dach, remont przydałby się też sanitariatom - wylicza pani Małgosia, którą w ostatnim czasie wspomagają sąsiedzi, między innymi pan Mirosław. Do tego dodajmy nieszczelne okna, nieocieplone ściany i brak pieniędzy na opał. Po godzinie rozmowy z panią Małgorzatą zmarzłam u niej na kość, a ona tam przecież mieszka cały czas.
Kobieta została we wrześniu wdową. Niemal całe życie była ofiarą przemocy domowej. Pokazuje wyroki sądowe, ze łzami w oczach opowiada, jak ciągle musiała uciekać z domu z dziećmi, bo mąż pił, bił i znęcał się psychicznie. Przez kilka lat mieszkała nawet kątem u rodziny czy znajomych.
Pracowała na trzy etaty jako sprzątaczka, a mąż zostawał w domu i się zapijał. Gdy zachorował na nowotwór i nie mógł już nic koło siebie zrobić, pani Małgorzata, mimo, że formalnie była z nim w separacji, wróciła i przez kilka ostatnich miesięcy, do śmierci, opiekowała się nim. - Obcemu bym pomogła, to swojemu miałabym nie zmienić pampersów? - mówi.
W międzyczasie pani Małgorzata sama zachorowała na nowotwór oka. Jest po operacji, bardzo źle widzi. Cały czas się leczy, bo czerniak nie daje za wygraną.
- Nie mogę, niestety, pracować - mówi. - Nie powinnam dźwigać, schylać się i się denerwować, a przecież wiadomo, jak jest. W domu zostałam sama, córki są dorosłe. Mąż nie tylko nic w domu nie robił, ale nie pozwalał wezwać żadnego fachowca. Jak mówiłam, tu wszystko nadaje się tylko do wymiany. Wszędzie pleśń, wilgoć, grzyb... Przez ostatnie półtora roku nie miałam wody, bo zepsuł się hydrofor. Dopiero córka uzbierała trochę pieniędzy i mi pomogła. Dlaczego nie poprosiłam o pomoc w MOPR? Wstydziłam się... - mówi.
Pani Małgosia ma 850 złotych renty i zasiłku pielęgnacyjnego. Pieniądze idą na leki, bo kobieta leczy się również na nerwicę i depresję. Dodatkowo opiekuje się swoją 75-letnią mamą, która mieszka w drugim końcu miasta, w małej klitce bez wody. Gdyby nie te fatalne warunki, wzięłaby mamę do siebie.
- Z jedzeniem nie ma problemu, bo korzystam z pomocy Banku Żywności - mówi pani Małgosia. - Ale nie mam pieniędzy na opał.
Sprawą zainteresował się radny miejski Zbigniew Wyszogrodzki, który dowiedział się o niej właśnie podczas spotkań mieszkańców ulicy Miedniewickiej z prezydentem Jażdżykiem. Dzięki jego interwencji skierniewicki Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie wspomógł panią Małgosię opałem i świąteczną paczką.
- Do systematycznej pomocy ta pani się jednak nie kwalifikuje, bo przekracza kryterium dochodowe o 153 złote - mówi Barbara Jarczewska, p.o. dyrektor MOPR w Skierniewicach. - Ale jeszcze w tym tygodniu wyślę tam pracownika i będziemy pomagać doraźnie. Niestety, domu nie wyremontujemy, nie mamy takich możliwości...
Istnieje również opcja, i pani Małgosia jej nie wyklucza, by całą tę nieruchomość sprzedać. Bo może nie warto w nią dalej inwestować. Musiałby się jednak znaleźć ktoś, kto pomógłby poprowadzić wszystkie formalności związane ze stanem prawnym działki oraz domu. Pani Małgosia nie jest w stanie sama tego zrobić - nie czuje się na siłach. Pomoc w tym względzie przyobiecał wstępnie MOPR, ale może ktoś z naszych Czytelników zainteresowałby się sprawą w zakresie prawnym?
Na pewno też przydałby się sprzęt typu kuchenka, lodówka, pralka. Darczyńca musiałby go zainstalować.
Nie zostawiajmy pani Małgorzaty w potrzebie. Przeszła już tak wiele, że dobrze byłoby, aby poczuła się wreszcie choć trochę szczęśliwa.