Wspomnienia Józefa Kaźmierczaka, wielkiego pasjonata kolei (cz. 12)
W drodze powrotnej zaliczyliśmy dwie zapory: Rożnów i Myczkowce. Niestety to, co piękne szybko się konczy, ... ale znajomość z Ewą dopiero się rozpoczęła.
Po zaliczeniu egzaminu końcowego z tytułem magistra inżyniera musiała przenieść się do Kielc i odpracować to fundowane stypendium. Jeździłem wówczas na manewrach na lokomotywie SM42-173 na stacji Warszawa Gdańska z maszynistą Eugeniuszem Szymaszczykiem (więźniem obozu w Oświęcimiu). Poznał Ewę, ponieważ kilka razy przed wyjazdem była z wizytą na lokomotywie. (...) Kiedy osiadła w Górach Świętokrzyskich, bardzo często jeździłem do niej w odwiedziny. O dniu wolnym, czyli tzw. podmiany otrzymać nie byłem w stanie. Mój maszynista opracował inny plan.
Po nocy w sobotę mój maszynista zwalniał mnie wcześniej. Musiałem przemieścić się z dworca Warszawa Gdańska do Warszawy Głównej i wyruszyć do mojej Ewy. W Kielcach byłem około godz. 12.30. Szedłem do jej zakładu i mieliśmy czas tylko dla siebie.
Pan Eugeniusz w niedzielę pracował sam, a ja mogłem zająć się moją uroczą dziewczyną. Mówił, że mam przyjść do pracy dopiero w poniedziałek na nocną służbę. Byliśmy szczęśliwi i świat obok nas nie istniał. Widziałem, że Ewa odwzajemnia uczucie, którym ją darzyłem. Była roześmiana i beztroska. Te dwa dni mijały w ekspresowym tempie. Ewa w poniedziałek rano szła do pracy, a ja na dworzec i do stolicy. Przez czas nieobecności pisaliśmy do siebie listy. (...) Ewa widziała przyszłość, roztaczała wspaniałe wizje, a ja mogłem się tylko pod jej wyznaniami podpisywać.
W poniedziałek musiałem niestety schodzić na ziemię i spieszyć do pracy. Pan Gienio zawsze z uwagą słuchał moich wyznań z pobytu w Kielcach. Zawsze wpisywał mnie do wykazu pracy - była to lista obecności na niedzielną służbę.
Do Ewy jeździłem co trzy tygodnie. Czasami ona przyjeżdżała do stolicy, by odwiedzić dom rodzinny. Mieszkała z rodzicami w Konstancinie. W czasie jednej z wizyt w Warszawie zostałem przedstawiony jej najbliższej rodzinie. Ta sielanka trwała bardzo długo... aż wreszcie otrzymałem obszerny list i moja cudowna kobieta Ewa Larissa-Meyer oznajmiła mi, że ona już nie widzi tej naszej znajomości, ponieważ ucieka jej czas. Chciałaby założyć rodzinę, a ja tego jej nie mogę zagwarantować. Nigdy nie podejmowała tego tematu. Urodziła się w 1945 roku. Była 3 lata starsza ode mnie, ale ja przecież pracowałem już 5 lat. Byłem samodzielny i byłem gotów się do niej wprowadzić. Oczywiście, odpisałem na jej list z obszernym wyjaśnieniem, ale na niewiele się to zdało. Nie zmieniła decyzji. (...)
Minęło kilka miesięcy i do mojego hotelu dodzwoniła się dziewczyna, która złamała mi serce. (...) Prosiła o spotkanie. Spotkaliśmy się w kawiarni obok kina Relax. Była bardzo niespokojna, wręcz znerwicowana. Drżały jej ręce i rozlała filiżankę kawy na ładną letnią sukienkę.
To nie była już ta Ewa, którą poznałem. Rozmowa była szarpana. Trudno mi dzisiaj określić powód jej zachowania. Mogę tylko domniemywać, że coś jej się w życiu nie powiodło. (...)
W latach 1985-88 miałem przyjemność odbyć pewną rozmowę i udokumentować, jaki ten świat jest mały. Obsługiwałem ostatni pociąg relacji Warszawa Zachodnia - Siedlce. Do kabiny zapukał kierownik pociągu i zapytał, czy nie mogłaby wejść do niej pasażerka. Bała się podróżować , ponieważ pociąg był pusty. Wyraziłem zgodę. Rozpocząłem rozmowę. Jechała do Kielc do rodziny. Powiedziałem, że mieszkała tam kiedyś moja wielka miłość. (...) Spytała, czy ma na imię Ewa. Okazało się, że pracowały razem. Ewa jest panną i mieszka w Kielcach.
W tym samym czasie byłem żonaty i byłem ojcem dwóch synów. Kiedy pasażerka już się oddaliła, dopadła mnie refleksja, że przecież mogłem od tej pani wziąć numer telefonu. Później nie mogłem pogodzić się z myślą, że nie poprosiłem o jej numer. Myślę, że kiedy wróciła do pracy, opowiedziała Ewie o tej przygodzie. (cdn.)