Wspomnienia Józefa Kaźmierczaka, wielkiego pasjonata kolei (cz. 14)
We wrześniu 1970 roku zakończył się kurs. Praca przy obsłudze pociągów towarowych zwiększyła się. Przybyły nowe lokomotywy serii ST44.
W hotelu przez ścianę mojego pokoju była portiernia a tam telefon służbowy. Kiedy brakowało maszynisty, a była lokomotywa i pomocnik, dyspozytor dzwonił bez względu na porę dnia. Wołał mnie do pracy. (...) W nocy kursowały autobusy linii 601 Grochów-Wola. Wsiadałem na przystanku przy ul. Szklanych Domów i przez całą Warszawę jechałem do mojej lokomotywowni.(...)
Minął rok 1970 i nastał 1971. Kontakty z Olkiem bardzo się ograniczyły. Pracy było za dużo i za mało odpoczynku. Ostatni nasz wyjazd był w wakacje 1970 r.
Jesienią po kursie poznałem na stołówce w gmachu mojego hotelu drobną, miłą, uśmiechniętą, szczuplutką dziewczynę. Wyglądała bardzo uroczo w mundurze i furażerce. Była konduktorką w drużynach stacji Skierniewice. Po krótkiej rozmowie poprosiłem, żeby zadzwoniła, to umówimy się na spotkanie. Niestety nie doczekałem się. Po jakimś czasie znowu ją spotkałem i spytałem, czemu się ze mną nie skontaktowała. Przyrzekła, że zadzowni. Udało jej się i umówiliśmy się. Opowiedziała mi o swoim miejscu zamieszkania, rodzinie, wykształceniu i przyrzekliśmy sobie, że będziemy się częściej spotykać. Zaimponowała mi jej skromność, nieśmiałość i naturalność. (...) Przy kolejnym spotkaniu zaprosiłem ją do kina, później do restauracji Magnolia na dansing. Miałem już dość życia w hotelu, starania się o wszystko i zakiełkowała mi myśl, czy nie zaproponować jej małżeństwa.
To był czas karnawału. Spytała, czy nie chciałbym jej towarzyszyć w prywatce w domu jej rodziców. Wyraziłem zgodę. Przyjechałem do Bełchowa, gdzie pierwszy pociąg dotarł 1 listopada 1845 roku. Zostałem przedstawiony jej rodzicom i poddany małemu przesłuchaniu. Pytali skąd jestem, co aktualnie robię, jaki jest mój zawód i wykształcenie. Pozytywnie zaliczyłem ten test i na twarzach pani Heleny i pana Witolda pojawiły się uśmiechy. Poznałem także brata Jadwigi. Maciek był pracownikiem milicji obywatelskiej. (...) Tańczyliśmy przy dźwiękach muzyki z adapteru. (...)
Czekałem na kolejne spotkanie. Miałem zamiar się oświadczyć. Zaprosiła mnie do siebie i w obecności rodziców zaczęliśmy roztaczać śmiałe plany o bliskim zawarciu związku małżeńskiego. Postanowiliśmy, że zamieszkamy w pokoju u moich przyszłych teściów.
Dzień naszego ślubu wyznaczyliśmy na 24 kwietnia 1971 roku (ślub kościelny - 19 czerwca 1971 r.). Odbył się w siedzibie Urzędu Gminy Nieborów. Jechaliśmy tam bryczką ze świadkami, powoził pan kwestarz. Po powrocie była skromna uroczystość w domu teściów. Byli moi rodzice, brat, siostra. Ze strony mojej żony byli bracia. Zbyszek był synem teściowej z pierwszego małżeństwa. Jej pierwszy mąż Tadeusz Dębski został rozstrzelany za przynależność do Armii Krajowej na rynku w Skierniewicach w grudniu 1943 roku.(...)
Kiedy opadły emocje zostaliśmy w pokoju 6x4 m, gdzie stało duże łóżko z materacami. To było całe wiano mojej żony. Zaczęliśmy się urządzać. (...) Jadzia pracowała w drużynach konduktorskich, ja jeździłem - te dwie prace to system turnusowy i czasem po dwa, trzy dni nie widzieliśmy się ze sobą. (...)
16 listopada powiększyła się nasza rodzina. Urodził nam się syn. Kiedy jeszcze mieszkałem w hotelu z Jasiem Maraszkiem, Jurkiem Wiśniewskim, mieliśmy kolegę maszynistę. Bardzo lubiliśmy Konrada Michałowskiego i umówiliśmy się , że kiedy po ożenkach urodzą się nam synowie, będą nosili na imię Konrad. Jankowi urodziły się dwie córki, a Jurkowi jedna. To tylko ja spełniłem wspólne ustalenia z czasów kawalerskich.(...)
W pracy przydzielono mnie na stałe na lokomotywę SM42-116, zmieniali się pomocnicy. Najdłużej ze mną jeździł Jurek Abramowicz.
Konrad w nocy płakał. Kiedy miałem służbę nocną, o przespaniu się przed pracą mogłem tylko pomarzyć. (cdn.)