Wspomnienia Józefa Kaźmierczaka, wielkiego pasjonata kolei (cz. 3)
Lata 1962-1965. Zasadnicza Szkoła Zawodowa dla pracujących przy parowozowni
Ze świadectwem ukończenia podstawówki dumni opuszczaliśmy mury szkoły zamykając pewien ważny etap krótkiego życia. Dokonywaliśmy wyboru, gdzie nas zawiodą wybrane przez nas drogi. Większość koleżanek i kolegów wybrała szkoły bilskie miejsca zamieszkania. Tylko ja jeden wybrałem kierunek... stolica.
Zbliżał się koniec sierpnia i razem z bratem Ryszardem, który się mną opiekował, udaliśmy się do mojej przyszłej szkoły. (...) I tu na wstępie wielkie rozczarowanie, ponieważ warunkiem przyjęcia jest ukończone 14 lat. Brat po dłuższej rozmowie w sekretariacie uzyskał infromację, że trzeba się udać do zarządu szkolnictwa w Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowej. (...) Idąc korytarzem Ministerstwa Komunikacji usłyszeliśmy, że ktoś woła brata. Kiedy się zatrzymaliśmy okazało się, że to kolega brata ze szkoły oficerskiej aktualnie pracujący w tym zarządzie. (...) wykonał kilka telefonów i oznajmił, że mamy wracać do szkoły. Sprawa jest załatwiona. Będę przyjęty jako wolny słuchacz do chwili ukończenia 14 roku życia.
(...) Ponieważ otrzymałem miano wolnego słuchacza i byłem umieszoczny w dzienniku szkolnym na ostatniej pozycji, nie miałem wielu rzeczy, które mieli moi koledzy: umundurowania, comiesięcznej wypłaty i bardzo ważnego elementu, czyli biletu bezpłatnego imiennego na dojazd do szkoły.(...)
Wakacje dobiegały końca i jak się później okazało... były to może ostatnie wakacje w życiu. Od następnego roku tylko 14 dni urlopu.
Rok szkolny rozpoczął się 1 września w auli Technikum Kolejowego. (...) Moją wychowawczynią została pani Irena Taczewska. Przedstawiła plan zajęć na kolejne dni, zaznaczyła, w których klasach będą odbywać się zajęcia techniczne i po miłych chwilach wracaliśmy do swoich domostw.
Byłem niezwykle poruszony i mimo że od od tego dnia dzieli mnie 56 lat to doskonale pamiętam ten dzień i on do końca moich dni będzie mi w myślach towarzyszył.
(...) Wielu osobom w moim życiu zawdzięczam bardzo wiele. Pierwsi na tej liście są moi kochani rodzice, rodzeństwo, a zaraz po nich lub obok nich pan Jerzy Tyszkiewicz. Uczył nas zasad postępowania. Byliśmy grupą młodzieży z biednych robotniczych rodzin, która znalazła się w wielkim mieście, a nasz ulubiony profesor wskazywał nam drogi, ścieżki, po których mamy stąpać, aby nie zbłądzić. (...) A przede wszystkim był profesjonalistą, pięknie rysował, do perfekcji miał opanowany rysunek odręczny oraz pismo techniczne. Nauczył nas tego przedmiotu, aby nas przygotować do posługiwania się rysunkiem, a także poprawnie pisać. Wszak rysunek to międzynarodowy sposób porozumienia się w przemyśle. (...) Nosił okulary w delikatnych złotych oprawkach i był olimpijczykiem jednej z olimpiad w 1928 lub 1932 roku. Reprezentował wioślarstwo.
Kiedy w 1984 roku zbliżał się jubileusz 25-lecia szkoły spotkałem się z ówczesnym dyrektorem panem mgr Wiesławem Hajdugą zupełnie przypadkowo. Zostałem zaproszony na tę miłą uroczystość. Miałem ogromną przyjemność spotkać spośród wielu zaproszonych pana Jerzego Tyszkiewicza, który siedział obok mojej wychowawczyni pani Ireny Taczewskiej. Od ostatniego spotkania minęło 19 lat. Pani Irena na mój widok wydała okrzyk: Kaźmierczak, ja bym Cię na końcu świata poznała...
Całe grono pedagogiczne kształtowało moją postawę, uczyło mnie jak pokonywać trudności, jak iść odważnie w życie i nie bać się wyzwań. Chciałbym, wyróżnić z tego grona panią Irenę Taczwską, panie matematyczki Jadwigę Czudowską oraz Teresę Studzińską a także panią Jadwigę Wysocką, która uczyła nas piękna języka ojczystego i tak niewinnie i delikatnie ukazywała świat kultury. Pamiętam jej pierwsze wprowadzenie do Teatru Ludowego na spektakl „Przygody dobrego wojaka Szwejka”. To było takie pionierskie wejście do przybytku Melpomeny, później była „Maria Steward” i tak rozpoczęła się moja przygoda z teatrami stolicy. (cdn.)