Wspomnienia Józefa Kaźmierczaka, wielkiego pasjonata kolei (cz. 4)
Oprócz grona pedagogów w szkole byli też nauczyciele zawodu. Oto oni: Antoni Prymicki (kierownik warsztatów przy Parowozowni Warszawa Wschodnia) i instruktorzy nauki zawodu, czyli Marian Jaszczuk, Tadeusz Tatarowicz, Eugeniusz Trentowski.
W czasie zajęć praktycznych w klasie pierwszej wykonywaliśmy wiele praktycznych przedmiotów: młotki, ramki do piłek służących do cięcia metalu, bardzo precyzyjnie wykonane imadełka, profesjonalne zasuwy z kompletem kluczy i pewnie jeszcze jakieś przedmioty, które zatarły się w pamięci.
W klasie drugiej byliśmy już szczebel wyżej i odbywaliśmy praktyki w kuźni, spawalni, na hali maszyn przy tokarkach, frezarkach czy strugarkach.
W klasie trzeciej nasze praktyki odbywały się przy naprawie wagonów motorowych produkcji węgierskiej serii SN61. Byliśmy w każdej brygadzie: silników, pomp wtryskowych, pneumatycznej, sterowania, podwozia itp. Przy tych zajęciach opiekowali się nami instruktorzy: Jan Kierubińki i Jan Potracha. Otrzymywaliśmy w poszczególnych klasach miesięczne wynagrodzenie. O ile dobrze pamiętam to klasie pierwszej – 150 zł, drugiej – 330 zł, trzeciej – 450 zł. Mogłem choć w niewielkim stopniu wspomóc finansowo rodziców.
W czasie porannych dojazdów do szkoły, a później pracy poznałem panów dojeżdżających do pracy: Lucjana Cywińskiego i Stanisława Dawota. Dojeżdżali do kolejowych zakładów zabezpieczania ruchu i łączności w Zielonce. Prywatnie to dwaj znakomici piłkarze naszego klubu sportowego Pogoń Rogów. Był też wśród nas pan Aleksander Kozanecki, postać wyjątkowa, o której będę jeszcze wspominał.
Pociągi wożące nas do stolicy jeździły regularnie, planowo i punktualnie, aż nie zjawiła się w kalendarzu zima, która dała w kość wszystkim mieszkańcom naszego kraju. Zima przełomu 1962/63 zapisała się mocnymi śnieżnymi i mroźnymi kartami w kalendarzu. Przyjeżdżaliśmy do stolicy ze znacznymi opóźnieniami. Na dworcach przy peronach stały koksowniki, aby oczekujący na opóźnione pociągi mogli się ogrzać. To była pierwsza taka zima od chwili rozpoczęcia dojazdów do stolicy. Zbliżał się czas ferii zimowych, które trwały od 23 grudnia do 6 stycznia. Nie było zajęć lekcyjnych, a jedynie zajęcia praktyczne. W sekretariacie poinformowano mnie, że ponieważ kończę 14 lat 2 stycznia, a w tym czasie szkoła jest zamknięta, więc pierwszy dzień po feriach mam się zgłosić z którymś z rodziców i podpiszemy umowę o naukę zawodu. Czekałem na ten dzień z zapartym tchem, ale wcześniej była noc sylwestrowa i jakież było moje zaskoczenie, kiedy moje koleżanki z klasy przyszły do moich rodziców i zapytały, czy będą mogły mnie zaprosić na prywatkę do jednej z koleżanek. Byłem zestresowany, ponieważ mama wyraziła zgodę.
Byłem uczestnikiem miłego spotkania wśród koleżanek z osiedla SGGW. To wyróżniające się dziewczyny spośród grona absolwentek szkoły podstawowej, do których koledzy mieli słabość. Oprócz urody były bardzo inteligentne. Nigdy nie zapomnę tego wieczoru i tej nocy! Były to Ela Możańska, Grażyna Krupińska, jej młodsza siostra Ania, Krzysia Mózgówna oraz Renia Balutówna. To dzięki nim nauczyłem się tańczyć i później podróżując po Europie balowałem na parkietach. Tango, walc, polka, oberek czy fokstrot to dla mnie do dzisiaj bułka z masłem. Na Węgrzech tańczyłem nawet czardasza, a w roku 2003-2004 razem z moją partnerką– królem i królową balu. To zasługa moich koleżanek, które rozjechały się po świecie.
Wreszcie nadszedł dzień 7 stycznia 1963 roku, kiedy razem z moją mamą w sekretariacie szkoły podpisaliśmy umowę o naukę zawodu. To był dzień rozpoczęcia pracy w przedsiębiorstwie Polskie Koleje Państwowe. Już nie byłem wolnym słuchaczem, tylko pełnoprawnym uczniem szkoły przyzakładowej ze wszystkimi przywilejami: legitymacją pracownika PKP, uprawniającą do ulg przejazdowych, bezpłatnym biletem okresowym na dojazd do szkoły, umundurowaniem, bezpłatną służbą zdrowia itp. Byłem dumny, że jestem w szeregach kolejarzy(...). (cdn.)