Wspomnienia Józefa Kaźmierczaka, wielkiego pasjonata kolei (cz. 6)
W październiku 1966 roku zameldowałem się w pokoju nr 7. (...) Mieszkałem w czteroosobowym pokoju z sympatycznymi kolegami, którzy tak jak ja pracowali, a po południu chodzili do szkoły.
W pracy zmieniono mi brygadę na równoległą. Pracowałem na spodach u pana Tadeusza Kacperskiego. (...) Najczęściej przydzielał mi na rozpoczęcie dnia pracy układ hamulcowy parowozu. Musiałem z kanału rozkręcić, poluzować cięgna hamulcowe, następnie zdjąć użyte wstawki, odwieźć na miejsce zezłomowania, z magazynu pobrać nowe, założyć je na miejsce zdjętych i wyregulowac układ hamulcowy przy parowozie i tendrze. Pracowałem przy czterech typach parowozów eksploatowanych w MD: Tp 4, Ty 2, Tr 203 oraz Ty 45.
Kiedy już uporałem się z zadaniem wyznaczonym przez brygadzistę, a w szkole była do przeczytania lektura, to wychodząc z szatni do pracy zawijałem książkę we flanelę, kładłem za pazuchę i miałem cały czas ze sobą. Prosiłem pana Tadzia, czy nie mógłbym się schować i chociaż godzinę poczytać. Był bardzo życzliwy i nigdy mi nie odmówił, chyba że była do wykonania jakaś pilna naprawa. Nawet sam sugerował, abym udał się na jakiś parowóz z innej lokomotywowni, zamknął się, usiadł i czytał.
Parowozy stały na terenie parowozowni, a drużyny trakcyjne, maszynista i pomocnik wypoczywali w noclegowni, aby później poprowadzić zwrotny pociąg i wrócić do swoich lokomotywowni macierzystych. Parowozy dozorowane były przez pracowników zwanych palaczami. Ich zadaniem było utrzymywać odpowiednie ciśnienie pary w kotle, czyli uzupełniać i dosypywać węgla do palenia. Wszyscy się znaliśmy, więc informowałem ich, że będę w parowozie, dołożę do pieca, pociągnę wodę.
Wspominałem, że po przyjściu do pracy kierownik skierował mnie do majstra Władzia Jędrzejewskiego, ponieważ drugi przebywał na urlopie. Wrócił, kiedy pracowałem przy parowozie. Odpowiedziałem niezbyt grzecznie, kiedy się do mnie zwrócił. Zjawił się brygadzista i oznajmił, że to jest Stefan Szymczak i będzie się opiekował naszą brygadą. Obaj panowie oraz mój brygadzista byli mieszkańcami Skierniewic.
Poznaliśmy się bliżej i kiedyś w trakcie rozmowy pan Władzio Jędrzejewski zapytał mnie, czy znam Eliasza Borowińskiego. Zacząłem się śmiać i oznajmiłem, że to mój sąsiad z góry. (...) Okazało się, że obaj panowie podczas okupacji byli na robotach w Niemczech. (...) Przyczyniłem się do ich wyjątkowego spotkania. (...)
Zbliżał się koniec czerwca 1967 roku. Byłem w kanale pod parowozem, kiedy tuż obok zajwił się pan Leon Janecki, kierownik kadr. Wyciągnął mnie za rękę z kanału i zaprowadził do biura. Wyjaśnił, że brakuje ludzi na „jeździe” i z dniem dzisiejszym przechodzę do oddziału dyspozycji trakcji, gdzie są zatrudnieni maszyniści i pomocnicy, czyli drużyny trakcyjne. Broniłem się, że mam jeszcze rok nauki w technikum, a on stwierdził, że przeniosę się na wydział zaoczny.(...) Na nic zdały się moje argumenty, przebrałem się i z kartą obiegową obszedłem wszystkie działy, aby odnotowano, że od 19 czerwca 1967 roku jestem kandydatem na maszynistę.
Rozpocząłem pracę jako praktykant 20 czerwca na lokom. 42-034 na manewrach, rezerwa III stacji postojowej Warszawa Szczęśliwice. Z mojej klasy ZSZ na jazdę trafili koledzy: Piotr Dobosz, Tadeusz Jankowski, Andrzej Przybyłowski, Roman Zawisza. Cała nasza czwórka jeździła w MD Warszawa Odolany.
Pod koniec sierpnia zdałem egzamin ścisły na pomocnika maszynisty spalinowych pojazdów trakcyjnych. 1 września 1967 roku otrzymałem dekret desygnujący mnie na to stanowisko. Moja pierwsza służba z dnia 23/24 sierpnia przejdzie do historii mojej wieloletniej pracy w oddziale trakcji. Kiedy się zgłosiłem do dyspozytora dostałem wiadomość, że mam jechać razem z maszynistą Ryszardem Segetem do stacji Żychlin i przyprowadzić pociag ratunkowy, który brał udział w usuwaniu szkód po wypadku kolejowym na tej stacji. Elektrowóz z nieznanych przyczyn wjechał na peron. Nikt nie ucierpiał. (cdn.)