Wyciek trujących ścieków z fabryki w Pszczonowie zabił ryby w stawach
Prezes spółki Polish Rendering Company zapewnia, że przyczyną wycieku była awaria. A Prokuratura Rejonowa w Skierniewicach wszczęła śledztwo związane z wydarzeniem.
Do katastrofy ekologicznej doszło w ubiegłym tygodniu w Pszczonowie - do stawów rybnych dostały się ścieki z firmy Polish Rendering Company, zajmującej się produkcją komponentów do karmy dla zwierząt na bazie odpadów zwierzęcych. Zdaniem wójta gminy Łyszkowice ścieki drogą wodną dostały się także do stawów w Seligowie i Uchaniu Dolnym.
- Dostałem telefoniczną informację, że w stawach pojawiły się śnięte ryby - relacjonuje Adam Ruta, gospodarz z Łyszkowic. - Okazało się, że ścieki dostały się do stawów w Pszczonowie, a następnie rowem melioracyjnym do rzeki Uchanki, która zasila stawy w Seligowie i Uchaniu Dolnym. Z rury kanalizacyjnej ciekła substancja o zapachu gnojowicy i padliny. Natychmiast powiadomiłem służby zarządzania kryzysowego przy wojewodzie łódzkim, które ściągnęły policję i jednostkę ratownictwa chemicznego - dodaje.
W sprawę zaangażowała się także skierniewicka delegatura Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. - Wyciek rozpoczął się już w środę - mówi Marzena Sokołowska, kierownik WIOŚ w Skierniewicach. - Rozpoczęliśmy kontrolę w firmie Polish Rendering Company. Stwierdziliśmy, że przeciekał kolektor. Pobraliśmy próbki cieczy i oddaliśmy je do analizy. Na wyniki musimy poczekać koło tygodnia. Na pewno ryby nie padły z powodu braku tlenu.
Zdaniem jednego z pszczonowskich strażaków biorących udział w akcji ratowania ryb w stawach, musiało jednak dojść do awarii.
- Musiało coś nawalić w instalacji odprowadzającej ścieki z zakładowej oczyszczalni i trujące substancje dostały się do rzeki i stawu - ocenia. - Dotychczas wyłowiliśmy około 300 kilo śniętych ryb, ale to nie wszystko, bo ciągle pojawiają się nowe. Ginąca ryba opada najpierw na dno i dopiero po pewnym czasie wypływa na powierzchnię.
Prezes pszczonowskiej spółki jest poruszony sytuacją, jaka się wydarzyła.
- Firma przejęła obiekty po dawnym Bacutilu, także instalację odprowadzającą ścieki z oczyszczalni, a więc rurociąg ma już co najmniej 40 lat - tłumaczy prezes Stefan Suszkowski. - Na urządzeniu rewizyjnym puściły przerdzewiałe śruby, co spowodowało wyciek. Cała instalacja została prześwietlona przed uruchomieniem i wszystko wyglądała dobrze, ale nie da się przewidzieć wszystkiego.
W tej chwili firma nie odprowadza ścieków rurami kanalizacyjnymi lecz je wywozi.
- Przeprowadzamy przegląd rurociągu i ścieki nie będą do niego wprowadzane, dopóki nie będziemy pewni, że nie ma żadnych zagrożeń - podkreśla prezes Suszkowski.
Nasz rozmówca zapewnia, że podobna sytuacja nie miała jeszcze miejsca, chociaż niektórzy zarzekają się, że już wcześniej czuć było zapachy charakterystyczne dla ścieków z zakładu.
- Mamy tutaj zagorzałych przeciwników, dla których wszystko, nawet zapach gnojowicy wylewanej przez rolników na pola, kojarzy się z działalnością firmy - ripostuje Stefan Suszkowski.
Pozostaje jeszcze kwestia pokrycia strat, spowodowanych wyciekiem. - Jestem już po rozmowie z wójtem gminy Maków, sołtysem Pszczonowa i radnymi i ustaliliśmy, że firma pokryje koszty czyszczenia stawów i na pewno spółka nie uchyli się przed odpowiedzialnością - przekonuje prezes.
Ustalenia potwierdza wójt gminy Maków.
- Na razie rozmowy były ogólne, w przyszłym tygodniu będziemy rozmawiać o szczegółach - mówi Jerzy Stankiewicz. - To zbyt poważna sprawa dla nas, aby przejść obok niej obojętnie.
Śledztwo dotyczące wycieku prowadzi skierniewicka prokuratura.
- W środę wpłynęły do nas materiały z policji i trudno powiedzieć cokolwiek o sprawie przed ich analizą - mówi prokurator rejonowy Krzysztof Felicki. - Ale postępowanie na pewno zostanie wszczęte.