Wyrok dla właściciela agresywnych psów
Jerzy G. został skazany na 1 rok i 4 miesiące w zawieszeniu na 2 lata. Pokrzywdzona kobieta jest usatysfakcjonowana orzeczeniem sądu
Sąd Rejonowy w Skierniewicach uznał winnym Jerzego G., skierniewickiego przedsiębiorcę, oskarżonego o nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu dwóch kobiet, pogryzionych przez psy. Do pierwszego wypadku doszło 18 września 2014 r. - wówczas ofiarą zwierząt padła 22-letnia Magdalena M. Drugie zdarzenie miało miejsce 12 października tego samego roku, kiedy to psy dotkliwie pogryzły 57-letnią Urszulę Majewską. Przed prawdopodobną śmiercią uratowała kobietę interwencja skierniewiczanina Piotra Moskwy, który odpędził agresywne czworonogi. W wyniku poniesionych obrażeń kobieta kilka miesięcy musiała spędzić w szpitalu.
Jerzego G. sąd skazał na karę 1 roku i 4 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Przedsiębiorca ponadto ma wypłacić Urszuli Majewskiej kwotę 12.099 zł tytułem zadośćuczynienia za poniesione przez nią koszty leczenia i zwrócić jej 5 tys. zł kosztów, jakie poniosła w związku z postępowaniem sądowym. Zadośćuczynienie, jakie Jerzy G. ma zapłacić Magdalenie M. wynosi 600 zł. Został także obciążony kosztami sądowymi w wysokości 7,8 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny.
- Sąd uznał, że właścicielem psów, przez które zostały zaatakowane kobiety, jest Jerzy G. Ich identyfikacja została dokonana na podstawie zeznań świadków, obserwacji weterynarza, a także opinii biegłego, który wykluczył obecność innego, nie należącego do oskarżonego, psa - uzasadniała wyrok sędzia Lidia Siedlecka. - Do fikcji należy również zaliczyć twierdzenie obrony, że inne psy mogły zostawić ślady na ubraniu pokrzywdzonej, a inne spowodować obrażenia ciała.
Sędzia podkreśliła też, że po pierwszym przypadku pogryzienia, którego ofiarą padła Magdalena M., Jerzy G. nie zrobił nic, aby psy nie wydostawały się już poza teren jego posesji. - Odniósł się wręcz lekceważąco wobec niej - stwierdziła Lidia Siedlecka.
Wyrok sądu usatysfakcjonował pokrzywdzoną Urszulę Majewską. - Wprawdzie oczekiwałam trzech lat w zawieszeniu, bo nigdy nie chciałam, aby ten pan siedział w więzieniu, ale uważam, że ten wymiar kary również spełni swoją rolę - stwierdziła kobieta. - Zbyt niska jest moim zdaniem kwota zadośćuczynienia, ponieważ nie pokryje ona kosztów, jakie poniosłam w związku z leczeniem. Sięgają one wysokości 75 tys. zł i takiej kwoty się domagałam.
Pokrzywdzona zamierza dochodzić od Jerzego G. odrębnego odszkodowania drogą cywilnego postępowania sądowego. Zapowiedziała, że będzie domagać się kwoty 250 tys. zł.
- Nie ma już mowy o tym, abym mogła powrócić do życia sprzed wypadku - tłumaczyła skierniewiczanka. - Musiałam ograniczyć zakres działalności gospodarczej, przez co znacznie spadły obroty mojej firmy. Nadal odczuwam skutki pogryzienia.
Po ogłoszeniu wyroku Jerzy G. opuścił sąd, nie odpowiadając na żadne pytania.