Wyszedł w południe i przepadł jak kamień

Czytaj dalej
Fot. Sławomir Burzyński
Sławomir Burzyński

Wyszedł w południe i przepadł jak kamień

Sławomir Burzyński

Zaginiony Radosław Walendzik. Wyszedł z domu w czwartek, 22 stycznia...

Pani sklepowa ze spożywczego w Nowym Kawęczynie, podobnie jak cała okolica, zachodzi w głowę. Jak to możliwe, żeby na odcinku kilkuset metrów, w samo południe, człowiek zaginął. Był chłop, nie ma chłopa. – Dziwne to jest, nie wiem co myśleć. Taka zagadka.

W czwartek, 22 stycznia, wybierał się na pogrzeb jednego z mieszkańców Nowego Kawęczyna, który parę dni wcześniej zginął w wypadku. Ale pogrzeb był po południu, wcześniej zamierzał załatwić jakąś sprawę w gminie. Budynek urzędu widać z okien jego domu, na skrót przez pole to będzie jakieś 300 metrów.

Przed południem w gospodarstwie było cicho. Halina Walendzik, matka Radosława, pojechała do Skierniewic do lekarza, żona w pracy, a czwórka dzieci w szkole.

– Syn na południe byka obrobił, ubrał się i na skrót poszedł do gminy. Idziesz potem na pogrzeb, spytałem, a on, że jak zdąży, to pójdzie – mówi Jerzy Walendzik, który wtedy widział syna po raz ostatni.

Radosław Walendzik, lat 37. Szczupły, średniego wzrostu, nosi okulary.

Najpierw kawałek zniszczoną asfaltówką, przy tablicy z nazwą miejscowości Kolonia Starorawska w lewo, ścieżką przez gołe teraz pole, do trasy 707 Skierniewice-Rawa Mazowiecka. Taka była droga Radosława Walendzika. Wychodząc z polnej ścieżki mógł skręcić w lewo, do urzędu gminy, lub w prawo, gdzie kilkanaście metrów dalej nowy budynek remizy, koła gospodyń i gminnej biblioteki. Skręcał często właśnie w prawo, bo jest naczelnikiem miejscowej OSP. Taka tradycja, przez wiele lat prezesem OSP był jego ojciec, do ochotniczej straży należy właściwie cała rodzina.

I właśnie przy remizie podobno ktoś widział Radosława Walendzika. Matka utrzymuje, że bibliotekarka go widziała, ale Hanna Nowicka, kierownik biblioteki zaprzecza.

– Wcale go nie widziałam, akurat tego dnia byłam na komisji oświaty.

Z kolei Włodzimierz Ciok, wójt gminy mówi, że ostatni raz ktoś widział pana Radosława, jak szedł chodnikiem od strony urzędu gminy, a więc w kierunku dwóch sklepów spożywczych i ośrodka zdrowia.

– Podobno był w sklepie po drugiej stronie drogi – usłyszeliśmy w spożywczym o wdzięcznej nazwie Poziomka. Sklepowa z tego drugiego robi duże oczy.

– Ależ skąd, ostatni raz to w poniedziałek był, dzieciom kupował i jak to na wsi, chleb, bułki. W czwartek go nie widziałam – zapewnia. – Teraz, jak ludzie po zakupy przychodzą, to każdy pyta, czy się znalazł.

Radosław Walendzik przepadł. Wieczorem tego samego dnia zaniepokojona rodzina zaczęła poszukiwania. – Zięć z kolegą jeździli po okolicy i szukali, a w piątek rano mąż poszedł do gminy pytać, czy w czwartek był, ale go wtedy nie było – mówi Halina Walendzik.

Miejscowi strażacy przetrząsnęli całą okolicę w poszukiwaniu swojego naczelnika. Po prawdzie, to nie było dużo zakamarków do przetrząsania. Płaskie okolice Nowego Kawęczyna i Kolonii Starorawskiej to głównie pola uprawne i łąki. Miejscowym pomagali druhowie z OSP z Nowego Dworu, Starej Rawy, Trzcianny, Rzędkowa, Franciszkanów.

Przede wszystkim wypompowano wodę ze zbiornika przeciwpożarowego, obok którego przeszedł polną ścieżką Walendzik. Bo może się poślizgnął, choć wtedy jeszcze śniegu nie było i wszystko suche. I rowy sprawdzili, i przepust pod drogą 707.

Ktoś podobno widział go wsiadającego do autobusu w kierunku Skierniewic, który odjeżdżał około 12.30 i w połowie drogi mijał się z autobusem, którym od lekarza wracała wtedy pani Halina, ale trop okazał się błędny. Rozpytywanie w PKS, na dworcu autobusowym i w kasach PKP w Skierniewicach nie przyniosło rezultatu. Nikt go nie pamiętał. Mężczyzna w średnim wieku i średniego wzrostu, ubrany w czarną kurtkę, czarne spodnie, zimowe burty i wełnianą czapkę przepadł bez śladu.

Starsza siostra mężczyzny wydrukowała na domowej drukarce zdjęcie brata z opisem, prosząc o pomoc. Druhowie z OSP rozkleili kartki w całej okolicy, w Skierniewicach przy kościołach, supermarketach i na dworcu. A w Starej Rawie w niedzielę na każdej mszy ksiądz ogłaszał, że Radosław Walendzik zaginął.

Ludzie zachodzą w głowę. W sklepie Poziomka ktoś sugeruje, że to nie pierwszy raz zdarzyło się, żeby pan Radosław zaginął, lecz skierniewicka policja dementuje plotkę. Oficjalne poszukiwania rozpoczęły się w poniedziałek, na czwarty dzień po tym, gdy mężczyzna nie wrócił na noc. Jak tłumaczy Justyna Florczak-Mikina ze skierniewickiej policji, na publikację informacji i wizerunku zaginionego potrzebna jest zgoda osoby zgłaszającej zaginięcie, którą najczęściej jest najbliższa rodzina.

– Trzeba podkreślić, że dla poszukiwań zaginionych, najistotniejsze są pierwsze godziny od zaginięcia osoby. Nie musi upłynąć żaden czas od zaginięcia, aby móc poinformować o nim policję – informuje.

W poniedziałek ogłoszono komunikat o zaginięciu, w gospodarstwie pojawili się policjanci, po podwórku chodzili, zaglądali. Rodzina się dziwi, bo nie tylko podwórko, ale cała okolica została dokładnie przeszukana już w piątek i sobotę.

– Nigdy mu się nie zdarzyło, żeby na noc nie wrócił. Chłopak spokojny, nie był awanturny, dla sąsiadów życzliwy. Cała rodzina go szuka, szwagier nawet do Warszawy na dworzec pojechał, i do Łowicza, i do Rawy. A on nic ze sobą nie wziął, tylko pieniądze miał, może z 500 złotych – matka nie może zrozumieć, jak to się stało, że syn zostawił w domu nie tylko dowód osobisty, chociaż szedł do gminy coś załatwić, ale nawet telefon komórkowy. I właśnie to się w głowie kobiety nie mieści, bo przecież Radek nawet na podwórko nie ruszał się bez komórki.

– Co się stało, co się stało. Łazik z niego nie był. Zanik pamięci miał jakiś? Ale przecież zdrowy, jak trzeba to w straży za kierowcę jedzie, kurs ratownika ma skończony.

W środę, 28 stycznia, Radosław Walendzik nadal był na liście poszukiwanych. Komunikat znajduje się na stronie internetowej KMP w Skierniewicach.

W 2014 roku do Skierniewickiem KMP zgłoszono 36 spraw poszukiwawczych dotyczących osób zaginionych. Zostały zakończone odnalezieniem zaginionego przez policjantów, jego powrotem do domu lub nawiązaniem kontaktu z rodziną.

– Można zatem powiedzieć, że zdecydowana większość zgłoszonych skierniewickiej policji zaginięć ulega wyjaśnieniu i sprawa zostaje zakończona.

Czytaj również: Historię Jakuba Kazały

Z ostatniej chwili

Według informacji KMP Skierniewice z 30 stycznia, mężczyzna się odnalazł, kontaktując się z rodziną. Przebywał w woj. małopolskim.

Sławomir Burzyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.