Wyznacznikiem pozycji w strukturze władzy jest patron, a nie umiejętności
Dużym echem nie tylko w powiecie łowickim odbił się artykuł z „Dziennika Łódzkiego”, omawiający skierowanie po linii partyjnej działaczy Prawa i Sprawiedliwości na płatne stanowiska.
Zbulwersowani Czytelnicy alarmowali naszą redakcję, że lokalni działacze Prawa i Sprawiedliwości po linii partyjnej są obsadzani przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Łodzi w radach nadzorczych spółek, w których ma on udziały. Wskazywano na Marcina Kosiorka, szefa PiS w Łowickiem oraz Michała Trzoskę, przewodniczącego Rady Miejskiej w Łowiczu.
Wojciech Miedzianowski (PiS), prezes Zarządu WFOŚiGW w Łodzi na nasze pytanie w tej sprawie podał, iż Marcin Kosiorek jest reprezentantem funduszu w Radzie Nadzorczej Geotermii Uniejów im. Stanisława Olasa, a Michał Trzoska pełni podobną funkcję w RN Geotermii Mazowieckiej w Mszczonowie.
Obie spółki zapytaliśmy o wynagrodzenia członków rad nadzorczych. Jacek Kurpik, szef zarządu uniejowskiej spółki poinformował nas, iż uposażenie kształtuje się w wysokości od 40 do 60 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw bez wypłat nagród z zysku w czwartym kwartale roku poprzedniego ogłoszonego przez prezesa Głównego Urzędu Statystycznego. Z kolei w Mszczonowie jest 75 proc. tej kwoty. W ubiegłym roku wynosiła ona 4.739,51 brutto, więc w pierwszym przypadku jest to od niespełna 1,9 tys. zł do ponad 2,8 tys. zł, a w drugim ponad 3,5 tys. zł brutto.
Obu działaczy PiS poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie.
- Mam nadzieję, że przyczyną nominacji było moje wykształcenie prawnicze i przygotowanie merytoryczne, m.in. złożyłem w 2016 roku z wynikiem pozytywnym, składający się z dwóch części - pisemnej i ustnej egzamin dla kandydatów do organów nadzorczych spółek skarbu państwa, którego zakres wykraczał zdecydowanie poza zagadnienia prawne, obejmując np. podstawy ekonomii i zarządzania, finanse przedsiębiorstw, czy rewizję finansową - odpisał nam szef RM w Łowiczu.
Z kolei Marcin Kosiorek nie komentuje swojej pracy w radzie nadzorczej uniejowskiej geotermii.
Z sygnałów, które otrzymaliśmy od Czytelników wynikało także, że Marcin Kosiorek związany jest z łódzkim oddziałem Telewizji Polskiej. Jak sprawdziliśmy, w lutym ubiegłego roku po linii partyjnej został on skierowany do rady programowej TVP Łódź. Jest to płatna funkcja. W skali miesiąca członek rady programowej otrzymuje ok. 300 złotych.
Nasza publikacja wywołała wiele komentarzy. Większość osób była oburzona podobnymi praktykami. Jedni wskazywali, że gdy PiS było w opozycji, to piętnowało publicznie tego typu zachowania przedstawicieli koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, a teraz robi to samo. Inni wskazywali, że każda władza robi dokładnie to samo.
Co ciekawe, w ramach programu „Odpowiedzialne państwo”, prowadzonego przez Fundację im. Batorego z Warszawy, monitorująca przejrzystość życia publicznego w Polsce, przeprowadzono badania, z których wynika, że kumoterstwo jest jedną z cech polskiej samorządności.
Na Zachodzie czy też w USA takie wątpliwie etyczne zachowania są mocno piętnowane przez opinię publiczną, która znacznie uważniej patrzy władzy na ręce niż w Polsce.
Poniżej przedstawiamy komentarz do opisywanej sytuacji przesłany nam przez Katarzynę Batko-Tołuć, dyrektorkę programową Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, organizacji chroniącej prawa obywatela do informacji i propagującej jej jawność jako podstawową zasadę życia publicznego.
Katarzyna Batko-Tołuć:
To już nudne mówić, że każda władza tak samo „rozdaje stołki”. Doszliśmy w Polsce do sytuacji, którą Rafał Matyja w książce „Wyjście awaryjne” opisuje tak: „Do budowy partii (wykorzystuje się) także mechanizmy klientelizmu. Rządzący są w stanie na różne sposoby odwdzięczyć się (...) za poparcie. Poparcie wyborcze, ale również wsparcie, jakiego potrzebują w trakcie rządzenia (…) kluczowym wyznacznikiem pozycji w strukturze władzy jest wystarczająco silny patron, a nie czyjeś umiejętności i postawa.” Nawet jeśli od tej reguły istnieją wyjątki, to trudno w nie dziś uwierzyć. Zwłaszcza gdy na dobrze płatne pozycje trafiają członkowie partii rządzącej lub osoby z nią związane. I to jest chyba największy dramat naszego państwa. Tylko wyraźny brak akceptacji tego typu zjawisk przez wyborców, przejrzystość tego co się w spółkach dzieje i obserwowanie czy pieniądze ze spółek nie „wracają” do partii lub konkretnych polityków np. w kampanii wyborczej, może coś zmienić.