Grudniowa rozprawa wójta gminy Skierniewice Dominika Moskwy oraz jego zastępcy Izabeli Żaczkiewicz mogła zakończyć trwający już ponad rok proces, ale tak się nie stało – nie dotarły opinie dwóch biegłych sądowych. Trwała więc krótko. Sędzia poinformował jedynie, że postanowił przyznać wynagrodzenie jednemu z biegłych za pracę, której nie wykonał, co zbulwersowało Dominika Moskwę. Oskarżony zapowiedział, że zaskarży tę decyzję.
Wójt Dominik Moskwa i jego zastępca Izabela Żaczkiewicz zostali oskarżeni między innymi o naruszenie ustawy o zamówieniach publicznych. Chodzi o prace wykonane na drogach w Miedniewicach i Miedniewicach Jarmużce. Wójta skierniewicka prokuratura oskarża również o to, że podpisywał dokumenty gminne w czasie, w którym nie powinien tego robić, czyli w okresie, gdy przebywał na długotrwałym zwolnieniu lekarskim. W akcie oskarżenia mówi się także o tym, że wójt w 2012 r. wykorzystywał pracowników gminy przy remoncie jego mieszkania. Podwładni Dominika Moskwy mieli pracować u niego w godzinach pracy.
Wójt się denerwuje
Podczas rozprawy, która odbyła się 12 grudnia, miały być rozpatrywane opinie dwóch biegłych sądowych – specjalisty od robót drogowych oraz psychiatry. Sędzia Krzysztof Kotynia poinformował jednak, że nie dysponuje tymi opiniami.
Wcześniej biegły drogowiec umawiał się telefonicznie z wykonawcą robót w Miedniewicach i Miedniewicach Jarmużce, aby w jego obecności dokonać wizji lokalnej dróg w tych miejscowościach. Do spotkania nie doszło, ponieważ przedsiębiorcy nie odpowiadał termin proponowany przez biegłego. Mimo to – jak informował sędzia – biegły pojawił się na miejscu oględzin. Sąd postanowił, że przyznaje mu wynagrodzenie za stracony czas i zwrot kosztów dojazdu – w sumie ok. 600 zł.
– Prawdopodobnie zaskarżę to postanowienie sądu – zdenerwował się wójt Dominik Moskwa. – Po co biegły przyjeżdżał, skoro wiedział, że wykonawcy nie będzie? Te koszty przecież obciążą mnie w razie przegranej.
Opinia biegłego drogowca miała pomóc odpowiedzi na pytanie, czy prace przeprowadzone na drogach w Miedniewicach i Miedniewicach Jarmużce należy zakwalifikować jako inwestycję, czy też jako cykl robót remontowych, które można było przeprowadzić z pominięciem procedury przetargowej.
Pracownik obciąża przełożonego
Urzędników gminy Skierniewice obciążyły wcześniej zeznania jednego ze świadków – pracownika gminy zajmującego się między innymi inwestycjami drogowymi. Wynikało z nich, że w maju 2011 r. otrzymał od wójta telefoniczne polecenie przygotować trzy umowy z firmą Marbudex. Pierwsza z nich miała dotyczyć cząstkowego remontu nawierzchni dróg w gminie Skierniewice, druga – modernizacji drogi w Jarmużce. Obydwa dokumenty miały być sporządzone z wsteczną datą styczniową. Trzecia umowa dotyczyła awaryjnej naprawy drogi w Miedniewicach i miała być opatrzona datą kwietniową. Wójt przebywał wówczas na zwolnieniu lekarskim.
– Wójt powiedział mi, że on ma być osoba podpisującą dwie pierwsze umowy, trzecią natomiast ma podpisać pani wicewójt – mówił Ryszard Ł. – Jak sobie przypominam, jedna umowę zaniosłem do podpisu pani Ż., a dwie pozostałe zawiozłem do wójta do domu. Gdy wójt podpisał, zawiozłem je do gminy. Roboty, o które chodziło w tych umowach były już wykonane wtedy.
Świadek zeznał tez, że wszystkie umowy były tak przygotowane, aby można było zlecić wykonanie robót bez konieczności przeprowadzenia przetargu. Przed złożeniem zeznań świadek został zaprzysiężony na wniosek obrońcy Dominika Moskwy.
Silne leki odebrały świadomość?
Opinia biegłego psychiatry miała dotyczyć innego ze świadków, również pracownika gminy, brygadzisty gminnej ekipy remontowej. Jest on przełożonym braci K., którzy – według prokuratury – remontowali mieszkanie wójta podczas swoich godzin pracy w gminie. Podczas postępowania przygotowawczego brygadzista G. był przesłuchiwany przez policję. Zeznał wówczas, że rozmawiał z wójtem o tym, że dwóch podległych mu pracowników będzie remontowało mieszkanie gospodarza gminy, a on – jako ich bezpośredni przełożony – będzie dawał im urlopy. Stwierdził również, że podlegli mu bracia K. kilkakrotnie zwalniali się z pracy w gminie na 2-3 godziny, aby w tym czasie remontować mieszkanie wójta. Według obliczeń brygadzisty, miało to dać w sumie trzy dniówki.
Zeznając przed sądem, brygadzista odwołał swoje wcześniejsze zeznania, które obciążały wójta.
– Nie potwierdzam ich w części, która mówi, że uzgadniałem z wójtem wyjścia pracowników w godzinach pracy w gminie w celu remontowania jego mieszkania. Takiej rozmowy nie było – stwierdził G.
– Pod protokołem widnieje pański podpis – zwrócił uwagę sędzia Krzysztof Kotynia.
– Przesłuchanie odbyło się tuż po moim wyjściu z oddziału neurologicznego szpitala w Żyrardowie – tłumaczył świadek. – Brałem wówczas silne leki przeciwbólowe, miałem zawroty głowy, nie miałem świadomości, co mówię.
Na kolejnej rozprawie sąd przesłuchał funkcjonariusza skierniewickiej policji, który wcześniej przesłuchiwał brygadzistę. Funkcjonariusz zeznał, że brygadzista nie informował go o tym, że przyjmuje silne leki przeciwbólowe. Pracownik gminy nie sprawiał też wrażenia – zdaniem policjanta – że cokolwiek mogło mieć wpływ na jego świadomość lub powodować zawroty głowy.
Opinia biegłego psychiatry ma pomóc w odpowiedzi na pytanie, czy leki zażywane przez brygadzistę, mogły ograniczyć jego świadomość do tego stopnia, że nie zdawał sobie sprawy z treści swoich zeznań.
Kolejna rozprawa tego procesu odbędzie się w styczniu.