Z mrozów Syberii pod słońce Afryki (cz.3)
Gen. Stanisław Maczek zarabiał na życie w Anglii jako kelner, gen. Stanisław Sosabowski jako magazynier, a gen. Kazimierz Fabrycy obsługiwał gilotynę w zakładzie introligatorskim.
W dwóch poprzednich numerach „ITS” przybliżyliśmy losy Teresy Kurzawy ze Skierniewic, która jako dziecko została zesłana z bratem i matką na Syberię, a następnie cała rodzina trafiła do Afryki. Poniżej trzecia część reportażu.
(...) Ojciec, Franciszek Dedeszko-Wierciński, przeszedł cały szlak z armią Andersa, walczył pod Monte Cassino, a potem mieszkał kątem u swojego bratanka, którego żona, Angielka, szczerze nie znosiła. W końcu zamieszkał w ośrodku dla byłych andersowców w Walii. Gdy Tereska odwiedziła go po 51 latach, gdy wreszcie można było z Polski legalnie wyjechać, nie narzekał i nie żalił się, ale było widać, że nie jest szczęśliwy.
Był to pewien standard. Jak czytamy w „Historii obecności Polaków w Wielkiej Brytanii” Polskiego Ośrodka Naukowego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Londynie, „członkowie Polskich Sił Zbrojnych trwali na wychodźstwie pomimo wyjątkowo trudnej, często wręcz beznadziejnej sytuacji zawodowej i materialnej. Przed wojną nauka języka angielskiego nie była tak powszechna, zdecydowanie większą popularnością cieszyły się języki francuski i niemiecki. Z tego powodu emigranci, mimo iż w przeważającej części legitymowali się wyższym wykształceniem, zmuszeni byli podejmować się pracy poniżej swych kwalifikacji. I tak np. gen. Stanisław Maczek, nie uzyskawszy z powodów formalnych prawa do brytyjskiej emerytury wojskowej, zarabiał na życie jako kelner w barze (nota bene, którego właścicielem był jego były podkomendny). Gen. Stanisław Sosabowski pracował jako magazynier, a gen. Kazimierz Fabrycy obsługiwał gilotynę do papieru w zakładzie introligatorskim. Podobne „kariery” robiła zdecydowana większość polskiej kadry dowódczej”.
Franciszek Dedeszko-Wierciński, w Nowogródku komisarz Policji Państwowej (wg Wykazu oficerów Policji Państwowej z 1934 roku portalu o przedwojennej policji), zmarł w 1976 roku w Walii. W tym roku syn państwa Kurzawa leci wraz z rodziną na grób dziadka do Walii.
Kraków pojechał do Afryki
Od 2004 studenci i doktoranci historii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, pod kierunkiem dra Huberta Chudzio, prowadzą badania dotyczące przymusowych migracji ludności polskiej.
Od 2008 roku, w ramach projektu „Z mrozów Syberii pod słońce Afryki”, członkowie Studenckiego Koła Naukowego Historyków UP prowadzą działalność związaną z badaniem i popularyzacją tematu afrykańskich osiedli polskich tułaczy.
Podczas ekspedycji naukowej do Tanzanii i Ugandy stworzyli profesjonalną dokumentację filmową, fotograficzną i kartograficzną cmentarzy w Tengeru w Tanzanii, Koji i Masindi w Ugandzie. Przeprowadzili również prace renowacyjne i porządkowe grobów i nagrobków.
- Podczas naszego pobytu w misji Don Bosco, w Namugongo koło stolicy Ugandy Kampali, spotkaliśmy Tomka Kaczmarka, wolontariusza z Polski - mówi Mariusz Solarz, jeden ze strudentów biorących udział w misji. - Gdy poznał cel naszej misji i historię polskich Sybiraków w Afryce, postanowił samodzielnie kontynuować nasz projekt. Po rocznym wolontariacie w salezjańskim ośrodku ruszył do Tanzanii, gdzie dotarł do czterech miejsc, w których w latach 40. XX wieku znajdowały się polskie osiedla. W jednym z nich, Kigoma, nie było już śladu ani po polskim osiedlu, ani po cmentarzu. W trzech innych miejscowościach - Ifunda, Kidugala, Morogoro - Tomek wykonał świetną pracę dokumentacyjną.
Do lat 90. temat był wręcz tabu. Trochę się mówiło o generale Władysławie Andersie, nieco więcej o masowych deportacjach do ZSRR. Ale o Afryce ani słowa, choć sybiracy Afrykańczycy, rozproszeni po całym świecie, organizowali co jakiś czas spotkania we Wrocławiu. Ostatnie odbyło się dwa lata temu, i wszystko wskazuje na to, że z przyczyn naturalnych, kolejnych nie będzie.
- Nauczyciele wykształceni w PRL nie przekazywali tej wiedzy uczniom, bo jej nie mieli - dodaje Mariusz Solarz. - A tymczasem w Afryce przebywało około 120 tysięcy Polaków. To zastanawiające, że Izrael ma bardzo bogatą dokumentację dotyczącą Holocaustu, a Niemcy na temat przesiedlonych. My ten temat odpuściliśmy.
Zajmuje się nim obecnie - oczywiście między innymi - Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń UP w Krakowie.
-Wyprawa do Afryki szlakiem sybiraków to niesamowite przeżycie - mówi dr Hubert Chudzio, dyrektor centrum, który na Czarnym Lądzie z misją naukową był już czterokrotnie. - Co można czuć, gdy widzi się kościoły czy budynki dawnych szkół, teatrów, szpitali budowanych przez Polaków, na przykład ten w Massindi, polskie godło, wizerunek Najświętszej Maryi Panny? Mało kto wie, że największe polskie osiedla liczyły po 5 tysięcy mieszkańców, działały tam szkoły powszechne, na przykład gimnazja. Do dziś Tengeru w Tanzanii to „a little Poland” - tak mówią miejscowi. Zajechaliśmy, a u rolnika na podwórku stoi maszt, który był centralnym punktem obozu polskich uchodźców. Odrestaurowaliśmy go. W Zambii w muzeum dziedzictwa narodowego jest dział poświęcony Polakom: jakieś misy, buty, łopaty, które Polacy pozostawili; ostatni wyjechali w 1952 roku. Na bardzo wysokim poziomie działało harcerstwo, było ponad 140 drużyn!
Do dziś żyje Zdzisława Wójcik, która była komendantką, kobieta ma 102 lata, a jej życiorys to materiał na niejedną książkę (z Wikipedii: (...) kierowała całością pracy harcerskiej w Afryce, wizytowała kolejne osiedla odległe od siebie o setki, a nawet tysiące kilometrów i koordynując pracę lokalnych hufców i drużyn w Kenii, Tanganice, Ugandzie i Rodezji, prowadząc kursy instruktorskie dla drużynowych i zastępowych).