Zamach na samorząd?
Samorządowcy ostro reagują na planowane zmiany w ordynacji wyborczej. Przewidują, że lokalnym społecznościom nie przyniesie to nic dobrego.
Burzę wywołał prezes Prawa i Sprawiedliwości, który zapowiedział zmianę ordynacji wyborczej dla samorządów gminnych. Nowe jej zasady miałyby ograniczyć okres sprawowania funkcji przez wójtów oraz burmistrzów i prezydentów miast do dwóch kadencji. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego, ma to wyeliminować patologię w gminach, a konkretnie zlikwidować lokalne układy i kliki, jakie powstają, gdy jedna osoba sprawuje władzę przez zbyt długi czas.
- Pojawiła się informacja o dwóch wersjach tych zmian - mówi Krzysztof Starczewski, wójt gminy Rawa Mazowiecka i członek zarządu Związku Gmin Wiejskich. - W pierwszej wersji te dwie kadencje miałyby się liczyć od najbliższych wyborów. W drugiej wersji, bardziej radykalnej, w najbliższych wyborach nie mogłyby kandydować osoby, które już pełniły władzę wykonawczą przez co najmniej dwie kadencje, co jest niezgodne z konstytucją. Obydwie opcje negatywnie zaopiniowały korporacje samorządowe, między innymi Związek Gmin Wiejskich.
Zdaniem wójta Krzysztofa Starczewskiego obydwie zmiany nie miałyby większego sensu.
- Dlaczego wójt, burmistrz czy prezydent mieliby ustępować ze swojego stanowiska, skoro nadal cieszą się zaufaniem społecznym? - zastanawia się. - Przecież tam, gdzie jest stały wójt, zapewniony jest stabilny rozwój gminy. Na szczeblu lokalnym wszyscy widzą, w jakim stylu sprawowana jest władza i jeśli nie akceptują posunięć wójta, dadzą temu wyraz w najbliższych wyborach.
- Dla mnie nie ma bardziej przejrzystej sytuacji niż w gminach. Jak władza ludziom nie pasuje, to ją zmieniają, pokazały to ostatnie wybory - dodaje Paweł Królak, wójt gminy Cielądz w powiecie rawskim. - Nie popieram tego pomysłu i nie dlatego, że jestem wójtem, ale dlatego, że nie jest to dobre dla społeczności lokalnej. Pierwsze lata na nowym stanowisku człowiek uczy się pracować, a gdy wszystko zaczyna się zazębiać i układać, trzeba zostawić wszystko i oddać miejsce komuś innemu. I tak w kółko. Szkoda, że gdy już mamy demokrację, o którą walczyliśmy, to zaczyna się przy niej majstrować.
Podobnie ocenia Włodzimierz Ciok, według którego samorząd opiera się na konkurencyjności.
- Przecież w pierwszej kadencji człowiek się uczy i niewiele uda mu się zrobić - argumentuje wójt Nowego Kawęczyna. - W drugiej jest już przygotowany, ale nie ma o co walczyć, bo wie, że cokolwiek by nie zrobił, to i tak musi odejść.
Według samorządowców planowane ograniczenia mogą sprawić, że nie będzie chętnych na stanowisko wójta.
- Pracuję w samorządzie od samego początku, ale gdybym miał przed sobą tylko dwie kadencje, to na pewno by mnie tam nie było - ocenia Jerzy Stankiewicz, wójt gminy Maków. - Przecież nikt rozsądny nie zostawi swojego biznesu na osiem lat, bo później nie ma do czego wracać.
- Wiele osób, które w normalnych warunkach chciałyby się poświęcić pracy w samorządzie, zacznie się wahać, czy w ogóle warto podejmować takie wyzwanie - dodaje wójt Starczewski.
Trudno odmówić racji takim argumentom, zwłaszcza że wielu osobom, które poświęciły się samorządowi, zmiana ordynacji może nagle przekreślić życie zawodowe, a innych wręcz zostawić na przysłowiowym lodzie.
- Młody człowiek po ośmiu latach pracy w samorządzie nie będzie już miał powrotu do zawodu, który wcześniej wykonywał. To wystarczający czas, aby wypaść z rynku - podkreśla Włodzimierz Ciok.
Taka sytuacja może dotyczyć także rolników.
- Weźmy wójta, który wcześniej prowadził gospodarstwo rolne i na dwie kadencje zarzucił to zajęcie - tłumaczy wójt Jerzy Stankiewicz. - Inni pobierali dotacje unijne, rozwijali się, a on? Został pod tym względem daleko w tyle i nie ma do czego wracać. Młodzi mogą sobie jeszcze poradzić, ale co ma zrobić człowiek, któremu brakuje dwóch czy trzech lat do emerytury i nagle znajduje się na bruku?
- To skandal, że tak się traktuje ludzi, którzy ciężko pracują - denerwuje się Tomasz Wojdalski. Wójtowie są rozgoryczeni, że zasada dwukadencyjności dotyczy tylko samorządów. - Szkoda, że tych zmian oszczędza się parlamentarzystom - dziwi się Paweł Królak. - W przypadku niektórych osób naprawdę przydałoby się, aby wróciły do rzeczywistości i zobaczyły, jak się pracuje w gminie.
- Jak patrzę na tych wiecznych posłów, to myślę, że też po dwóch kadencjach powinni pójść w lud, zobaczyć jak się żyje i przekonać się, jak to jest zarabiać na swoje utrzymanie - wtóruje Jerzy Stankiewicz.
Dla niektórych naszych rozmówców planowana zmiana to nic innego jak zamach na samorządy. - Jak się nie da swoich przepchnąć w bezpośrednich wyborach, to trzeba kombinować przy ordynacji - ocenia Tomasz Wojdalski. - A tłumaczenie, że zmiana wykończy mafijne układy, to mydlenie oczu. Czyżby w parlamencie nie tworzyły się żadne układy i powiązania? Samorządowcy mają jednak nadzieję, że partia rządząca opamięta.