Pies, zwłaszcza wzięty ze schroniska albo przygarnięty w odruchu serca, to duża odpowiedzialność i trudna miłość.
Taki pies to jednak częściej źródło problemów i stresu, a także skarbonka bez dna. Gdy pojawią się problemy, nie spodziewaj się pomocy.
Wystarczy w odruchu serca przygarnąć psa wpuszczając go za ogrodzenie i dając miskę strawy, by z automatu stać się jego właścicielem. - Jeśli go teraz pani wypędzi, to popełnia przestępstwo - informuje urzędnik ze skierniewickiego urzędu gminy, do którego zadzwoniłam po poradę, co mam zrobić z labradorem, którego nie chcę ponownie skazywać na bezdomność, ale którego nie chcę też trzymać, gdyż okazał się agresywny. Poza tym mam już dwa inne psy.
Między innymi owczarka, którego ze schroniska przywiozłam w sobotę, a już w niedzielę rano przeskoczył przez ogrodzenie - i tyle go widziałam. Łapałam go, on uciekał. Zrobiłam kojec. Z jednej ze swoich wycieczek owczarek przyprowadził labradora. Wychudzonego, z chorymi łapami.
Dałam ogłoszenie do gazety, wrzuciłam info na fejsa - nikt się nie odezwał. Najpierw go odganiałam, ale labrador nauczył się od swojego przyjaciela ze schroniska pięknie przeskakiwać ogrodzenie, więc i tak wciąż obaj byli na podwórku. Mogłam zadzwonić po rakarza, ale nie zrobiłam tego. W kojcu i dużej budzie znalazło się miejsce i dla labradora. Niestety, oba czworonogi były niezsocjalizowane, nie było wiadomo, czego się po nich spodziewać. To inna sytuacja, niż gdy chowa się psa od szczeniaka.
Któregoś razu labrador rzucił się na psa sąsiada i owego sąsiada, który stanął w obronie własnego psa, pogryzł. Przyjechała policja, wypisała mandat. Okazało się, że labrador i owczarek, a zwłaszcza ten pierwszy, źle reagują na inne psy, a o nie na spacerach nietrudno. Stąd każdy spacer - z dwoma psami wyprowadzanymi oczywiście na smyczy - to duży stres. Nigdy nie wiadomo, jak takie wycieczki, które odbywamy dwa razy dziennie, się zakończą. To wtedy podjęłam działania, by coś z labradorem zrobić. Człowiek pozostaje jednak z problemem sam.
W schronisku od razu pozbawiono mnie złudzeń mówiąc, że nie ma miejsca. Dostałam za to telefon do behawiorysty, który wypytywał mnie o dzieciństwo psa (!). Potem, gdy okazało się, że owczarek lubi wyć w nocy i sąsiedzi nie mogą spać, wydzwaniałam do schroniska wielokrotnie prosząc o pomoc. Pracownice chciały poszukać dla niego domu, ale kto weźmie czworonoga, który przeskakuje każde ogrodzenie?
Do urzędu gminy zadzwoniłam raz w nadziei, że przygarniając dwa bezpańskie psy będę mogła liczyć na uchwaloną wcześniej przez radę pomoc finansową, drugi raz z zapytaniem, czy mogą mi pomóc zabierając labradora. W obu przypadkach usłyszałam „nie”.
Z psim problemem człowiek pozostaje sam.