ZGM ledwo dycha, bo mu lokatorzy wiszą
Około 4 milionów złotych – a biorąc pod uwagę odsetki, prawie 5 milionów – wynosi niedobór w miejskiej spółce Zakład Gospodarki Mieszkaniowej, co stawia ją na krawędzi zapaści finansowej.
W kasie Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej nie ma pieniędzy na generalne remonty czy docieplenia budynków, bo spółka musi z własnych pieniędzy płacić długi lokatorów.
– Mamy niedobór finansowy ze względu na utrudnione możliwości ściągania zaległości od mieszkańców – mówi Tadeusz Rudzik, prezes ZGM. – Dopóki są przychody, na przykład z tytułu najmu lokali handlowych, to bilans roczny spółki jest na plusie, na przykład za ubiegły rok było to około 60 tysięcy. Co jednak z tego, że w bilansie wszystko w porządku, jeżeli w kasie powinny leżeć cztery miliony, a nie leżą…
Problem w tym, że w zasobach i administracji spółki są budynki, gdzie lokatorzy zalegają z czynszem i opłatami za ogrzewanie oraz wodę. Umowy z dostawcami na centralne ogrzewanie oraz wodę ma jednak spółka miejska, która należności ściąga od użytkowników indywidualnych i przekazuje zakładowi kanalizacji oraz ciepłowni. W teorii, bo jeśli lokatorzy nie płacą, to ZGM musi za nich założyć własną kasę lub negocjować rozłożenie spłat na raty.
– Rozliczenia indywidualne byłyby dla administratorów bajką, a tak w obrocie jest ciągle kilkaset wezwań do zapłaty i tyle – wzdycha prezes.
Aktualnie sytuacja wygląda tak, że mieszkańcy tylko 8 budynków komunalnych wygenerowali dług łącznej wysokości 2.752 tys. złotych. Niektórzy nie płacą, bo nie mają z czego, a inni nie płacą, bo… sąsiedzi nie płacą. I spirala się nakręca.
Niechlubny rekord należy do bloku przy ulicy Mickiewicza, gdzie na 42 mieszkania płacą zaledwie 4 rodziny i nazbierało się już 747 tysięcy zaległości. Od 350 do prawie 400 tysięcy zadłużone są też budynki przy ulicach Domarasiewicza, Sienkiewicza i Sobieskiego. Sytuacja zaczęła się natomiast poprawiać przy ul. Sobieskiego 16J, bo po odcięciu ciepłej wody lokatorzy zaczęli spłacać dług, który teraz wynosi „zaledwie” 290 tysięcy złotych.
– Ciekawa sytuacja jest przy ulicy Pomologicznej, w budynku po bursie, gdzie trafiły osoby nie z eksmisji, tylko z listy oczekujących na mieszkanie i z pełną świadomością, że lokal trzeba będzie utrzymać. I co się stało? Mieszkania oddano do użytku niedawno, bo w 2010 roku, ale od tego czasu 30 lokali zadłużonych jest już na 115 tysięcy i rokrocznie dług rośnie 20-25 procent – prezes Tadeusz Rudzik nie potrafi wytłumaczyć, jaka była przyczyna tego „bojkotu” opłat.
Efekt jest taki, że ZGM nie ma pieniędzy na remonty i modernizacje. Gdyby na przykład w kasie było 377 tysięcy złotych, które „wiszą” od lokatorów z bloku przy ulicy Domarasiewicza 1, już na wiosnę budynek byłby ocieplony – ale nie będzie.
– Poza tym klatki nie pomalowane, okna do wymiany. Sami sobie krzywdę robią, a ja nie mogę dokładać z innego bloku – dodaje prezes ZGM. – Jak z tego wybrnąć?