Ziemniaki nam trafi szlag, bo zimy brak
Kilka lat temu taka aura, jaką możemy obserwować w lutym, byłaby nie do pomyślenia.
Puchowe kurtki i ocieplane buty zakładamy bardziej z przyzwyczajenia niż z konieczności, skoro temperatury na zewnątrz sięgają kilku kresek na plusie. Radość z mniejszych rachunków za ogrzewanie i większego komfortu cieplnego może psuć niepokojący obrazek przyrody, która próbuje się do pogodowych anomalii dopasować. Z jednej strony jest to niepokojące, z drugiej?
- Musimy ufać, że przyroda naszej strefy klimatycznej sobie z tym poradzi - mówi dr Anna Traut-Seliga z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Skierniewicach. - Nasze gatunki są eurytypowe, przyzwyczajone do zmian w środowisku i potrafiące jest znieść. To jest nasza nadzieja.
W naszym klimacie umiarkowanym biją się dwa wpływy klimatyczne: oceaniczny i kontynentalny. Jesteśmy na ich styku i nasza przyroda jest przyzwyczajona do zmian i chaosu. Dla funkcjonowania wielu roślin i zwierząt przymrożenie jest niezbędne.
- Niektóre zwierzęta, które przechodzą stadium poczwarki, muszą przemarznąć, by wiosną mogły z poczwarki wyjść dorosłe osobniki- mówi dr Traut-Seliga. - Wiele nasion nie wykiełkuje, wiele motyli się nie wykluje bez mrozów.
Wydaje się nam, że zima to w przyrodzie nuda i śmierć. Tymczasem ta pora roku jest potrzebna, żeby rośliny czy zwierzęta mogły odetchnąć. Przez wiosnę, lato i jesień rozmnażają się, walczą, zdobywają pokarm i żyją w stresie.
- Zima jest wpisana w naszą przyrodę i wszystkie zwierzęta i rośliny nauczyły się żyć, kalkulować koszty i „wziąć zimę na klatę”, - uśmiecha się Anna Traut-Seliga. - Te, którym aktywność zimą u nas się nie opłaca, migrują na zimą w cieplejsze strony lub przesypiają niekorzystną porę roku.
Po standardowej zimie następuje przedwiośnie. Wtedy rozpoczyna się nowy wyścig w przyrodzie. Buki czy dęby, różne osobniki nawet tego samego gatunku mają własne strategie przetrwania. Niektóre błyskawicznie mają pączki, a niektóre przycupną cicho i czekają. Jeśli wiosna przyjdzie wcześniej, wygrywają te, które wcześniej wypuściły liście. Jednak w naszym klimacie może przyjść przymrozek i wtedy wygrywają te, które się wstrzymały. W każdej populacji każdego gatunku trwają takie „zakłady hazardowe” – kto w tym roku lepiej wstrzeli się w pogodę.
- Wielokrotnie powtarzające się wczesne wiosny i lekkie zimy sprawiają, że te organizmy „szybkie” stoją w lepszej sytuacji, bo to one szybciej i sprawniej przekazują swoje geny w danym roku, a te spóźnione przegrywają - mówi dr Traut-Seliga.
Po 10-20 latach te rośliny, które wcześniej startują, mogą zdobyć przewagę liczebną w populacji, ponieważ ich strategia jest promowana przez pogodę. Jednak ostre zimy mogą wrócić, i wtedy „szybkie” rośliny ucierpią, a „ostrożnych” będzie mniej i może ich nie wystarczyć do odrobienia strat danej populacji.
Wczesne wiosny niosą bardzo duży problem - zbyt mało wody. Śnieżnej zimy nie zastąpią skromne wiosenne deszcze, jak to ma miejsce w ostatnich latach. Już od kilku lat występuje niedobór wilgoci w glebie.
- Rośliny rozpoczynające swoje procesy życiowe potrzebują dużych ilości wody - tłumaczy pani doktor. - Nie ma jej dużo, dlatego często już w kwietniu widać suszę. W lipcu ubiegłego roku rośliny były popalone, zrzucały liście i drobne gałązki próbując się obronić. To jest dobra metoda obrony, jeśli taka susza występuje raz. Po kilku suchych zimach pod rząd to jest już poważny problem.
Osłabione drzewa cierpią z powodu suszy fizjologicznej, stają się podatne na zakażenia grzybowe, bakteryjne czy pasożyty, które mogą łatwiej złamać system odpornościowy drzewa.
- To, co widzimy od pewnego czasu w Polsce to stepowienie. Zbyt mało jest opadów, żeby mogły utrzymać się drzewa. Trawy i krzewy sobie radzą, ale młode drzewka korzeniami sięgają jak najgłębiej, żeby dosięgnąć do wody. Rozrasta się system korzeniowy kosztem formowania pnia i konarów.
Problem, który do niedawna dotyczył głównie Wielkopolski i Kujaw, teraz rozszerza się na Mazowsze. Odczuwają to szczególnie rolnicy. Od dawna sady trzeba nawadniać, bo nie można już polegać na deszczach i śniegu, które nie zapewnią już wystarczającej ilości wilgoci. To z kolei powoduje większe zużycie podziemnych wód i problem się pogłębia, dosłownie i w przenośni.
Obserwowane zjawiska to efekt zmiany klimatu zachodzącej na naszej planecie.
- Ziemia się zmienia pod wpływem naturalnych i antropogenicznych czynników nie tylko w kierunku wyższej temperatury, ale i większego chaosu - mówi dr Traut-Seliga.
Obfite opady są odnotowywane tam, gdzie prawie nigdy nie padało. Huragany czy trąby powietrzne pojawiają się także u nas. Klimat zdąża w kierunku większej chaotyczności, do czego przykłada się także człowiek. Fakt, że zmiany zachodzą jest bezsprzeczny i nie wolno chować głowy w piasek. Zmieni się struktura upraw w Polsce, niektórych roślin za kilkanaście lat nie będzie można już uprawiać. Na przykład naszych swojskich ziemniaków.
- Przedzimek i spodzimek przeszedł błyskawicznie, teraz mamy przedwiośnie, bo już kwitną leszczyna, olsza czarna i przebiśniegi. Prawdziwej fenologicznej zimy nie było i naprawdę nie jest to powód do radości - kwituje pani doktor.