Zmarła druga ofiara napadu na GOPS w Makowie
W czwartek w warszawskim szpitalu zmarła 41-letnia pracownica Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Makowie, druga ofiara bestialskiej napaści na ośrodek pomocy.
W czwartek w warszawskim szpitalu zmarła 41-letnia pracownica Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Makowie. Kobieta oraz jej 40-letnia koleżanka – która zmarła w karetce – w poniedziałek w południe zostały w miejscy pracy oblane benzyną i podpalone przez 62-letniego Leszka G., mieszkańca pobliskiej wsi.
Po podpaleniu GOPS mężczyzna wsiadł w autobus – zapamiętał go kierowca, miał też w kieszeni bilet – i wrócił na gospodarstwo w Słomkowie. Tam tego samego dnia po południu zatrzymała go policja. Nie stawiał oporu. Dwa dni później został przesłuchany w skierniewickiej prokuraturze.
– Z dużymi emocjami, płacząc, opowiadał o tym, że nie otrzymał spodziewanej i należnej mu pomocy z opieki społecznej. Twierdził, że z całego zdarzenia pamięta tylko, jak został dowieziony do prokuratury na przesłuchanie – mówi Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Po przesłuchaniu postawiono mu zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, a także spowodowania pożaru zagrażającego życiu wielu osób.
– Śmierć kobiety skutkować będzie zmianą zarzutów i zarzuceniem podejrzanemu dwóch dokonanych ze szczególnym okrucieństwem zbrodni zabójstwa – informuje Kopania.
Zbrodniarz został tymczasowo aresztowany na 3 miesiące. Mężczyzna leczył się psychiatrycznie. Według ustaleń prokuratury, ostatnią zimę spędził w szpitalu, który bardzo niechętnie opuścił. Wszystko wskazuje na to, że chciał zemścić się na pracownicach pomocy społecznej w Makowie za to, że nie dostał oczekiwanego skierowania do domu pomocy, gdzie chciał spędzić nadchodzącą zimę.