Zrobili im drogę. Miało być lepiej, więc dlaczego jest gorzej
Mieszkańcy ul. Strobowskiej twierdzą, że woda zalewa ich działki, bo droga jest źle przebudowana. Przygotowują skargę do prezydenta i będą domagać się rowu lub kanału burzowego
Władze samorządowe zapewniają, że wszelkie inwestycje, jakie są wykonywane na terenie miasta, mają służyć dobru mieszkańców . To zrozumiałe, że mają podnosić jakość życia, jak się jednak okazuje, nie zawsze tak jest.
Przekonani o tym są mieszkańcy ul. Strobowskiej, która w tej chwili jest przebudowywana. Zwłaszcza ci, którzy mieszkają na jej samym końcu, za cmentarzem komunalnym. Do tej pory nie protestowali, ale ulewny deszcz w ubiegłym tygodniu sprawił, że w inny sposób zaczęli patrzeć na realizowaną inwestycję.
- Do tej pory nie mieliśmy problemu z zalewaniem naszej działki. Wszystko było tak naturalnie ułożone, że woda po deszczu spływała w stronę lasu - mówi Krzysztof Kowalczyk, którego posesja położona jest tuż za pętlą autobusową. - Nowa inwestycja zakłóciła ten naturalny obieg wody i w rezultacie gromadzi się ona na naszej działce. Jesteśmy tym przerażeni.
Dlaczego woda wpływa na działkę? Zdaniem naszego rozmówcy dzieje się tak przez wadliwie wykonane chodniki, a ponadto przez podniesioną, w stosunku do poprzedniej, nawierzchnię ulicy.
- Ulica jest teraz wyżej o kilkadziesiąt centymetrów, a chodnik koło naszej posesji jest nachylony w stronę naszej posesji, przez co woda płynie w przeciwnym kierunku niż kiedyś - tłumaczy Krzysztof Kowalczyk. - Podobnie jest u moich sąsiadów.
W ubiegłym tygodniu mieszkańcy końca ul. Strobowskiej zaprosili do siebie wiceprezydenta Eugeniusza Góraja, odpowiedzialnego między innymi za inwestycje, aby mu pokazać, co się dzieje na ich posesjach.
- Wiceprezydent powiedział, że ta woda to mój problem - skarży się Krzysztof Kowalczyk. - Wiadomo, że inwestycje są potrzebne, ale powinny służyć mieszkańcom, a nie im szkodzić.
Eugeniusz Góraj przyznaje, że był tam po ulewie.
- Może i powiedziałem, że ta woda to nie problem miasta, bo tak w istocie jest - mówi. - A z panem Kowalczykiem doszliśmy do porozumienia, bo zaproponowaliśmy mu pewne rozwiązania, więc według mnie problem jest rozwiązany. Ja nie widzę tam żadnych błędów w realizacji inwestycji.
Jednym z pomysłów na rozwiązanie problemu jest wykopanie studni chłonnej w rogu działki Kowalczyków. Drugi miałby polegać na umieszczeniu rury w fundamencie ogrodzenia, która odprowadzałaby wodę na teren miejski. Właściciel działki obawia się jednak, że rura spowoduje, że woda raczej będzie napływać na działkę niż z niej wypływać, bo teren drogi został podniesiony. Wolałby raczej, aby poprowadzić odwodnienie do studzienki zbudowanej kanalizacji deszczowej.
- To nie wchodzi w grę, bo należałoby wówczas zainstalować separator, który wstępnie by oczyścił tę wodę - mówi wiceprezydent. - Przede wszystkim jednak ta kanalizacja ma służyć odwodnieniu drogi, a nie wszystkich okolicznych terenów.
- Dlaczego więc kanalizacja kończy się przy pętli autobusowej? - pyta Andrzej Staniak, sąsiad Kowalczyków. - Przecież gdyby ją puścić 100 metrów dalej, to odwodniłaby całą budowaną drogę i woda z niej nie spływałaby na nasze działki. Przecież 100 metrów rury to znowu nie taki wielki koszt.
Jak twierdzi wiceprezydent, nie było to możliwe.
- Dalej droga się obniża, więc woda i tak by spływała w przeciwnym kierunku, więc instalacja nie spełniałaby swojej roli - przekonuje Eugeniusz Góraj. - Poza tym każda inwestycja ma pewien zakres, którego nie da się przekroczyć - dodaje enigmatycznie.
W każdym razie mimo porozumienia, o którym wspomniał wiceprezydent, Krzysztof Kowalczyk przygotowuje pisemną skargę do prezydenta miasta na wykonywaną inwestycję i sugeruje doprojektowanie rowów melioracyjnych lub kanału burzowego. - Przede wszystkim inwestycja nie jest jeszcze zakończona - podkreśla Eugeniusz Góraj. - Jestem pewien, że gdy oddamy ją do użytku, okaże się, że problemy nie istnieją.
A co jeśli nowa droga zamiast cieszyć mieszkańców, będzie zatruwać im życie? - Wówczas będziemy rozwiązywać wszystkie problemy - obiecuje.