Życie w lokalach komunalnych [GALERIA i FILM]
Najbiedniejsi potrzebują pomocy, ale nie należy oczekiwać, że zmienią swój sposób życia i uszanują luksusy.
Mieszkania komunalne najemcy otrzymują odświeżone, czyste i wyposażone we wszystko, co do funkcjonowania jest potrzebne. Warto o tym pamiętać patrząc na stan, do jakiego lokatorzy potrafią doprowadzić powierzone im mieszkania.
W bloku komunalnym przy ulicy Sobieskiego prawo do najmu odziedziczyło po zmarłej matce rodzeństwo Maria i Jan Durka. To już starsi ludzie, którzy od wielu lat zajmują lokal i użytkują go niezgodnie z przeznaczeniem. Mieszkanie jest niewiarygodnie zaniedbane, brudne, pełno w nim starych rzeczy. Do tego lokal służy spotkaniom towarzyskim.
Kiedy wchodzimy do środka, z lokalu wychodzi dwoje młodych ludzi oraz mężczyzna w średnim wieku.
Młody chłopak trzyma plastikową butelkę, mężczyzna w trzęsących się rękach trzyma plastikowy kubek. Pachnie alkoholem.
Starsi ludzie bez zażenowania prezentują swoje lokum. Łazienka wygląda koszmarnie, jest bardzo brudna. Nie ma w niej miejsca, w którym można się umyć. Tacy lokatorzy to dla ZGM poważny problem. Skarżą się na nich sąsiedzi, a oni sami mają zaległości w opłatach, których tak naprawdę nie są w stanie uregulować.
- W sumie zadłużenie użytkowników takich lokali wynosi około 4 milionów złotych - Mówi Tadeusz Rudzik, prezes Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. - Te pieniądze w dużej części są nie do odzyskania - kwituje. Odwiedzamy też tzw. bramę Bombla, tam wystarczy spojrzeć na klatkę schodową. Pomazana, ubrudzona. Sprzątaczka myje podłogę, bo lokatorom należy to zapewnić, tymczasem sami do żadnych obowiązków się nie poczuwają.
- Powszechnym problemem jest kradzież prądu - mówi jeden z pracowników ZGM. - Gdy dowiadujemy się o tym, odłączamy nielegalne przyłącze, ale kolejnego dnia dzieje się to samo - tłumaczy. W mieszkaniu przy ul. 25-lecia PRL zastajemy zdemolowane wnętrze. Lokator porzucił lokal, ale zanim się wyprowadził zniszczył wszystko. Zerwał nawet płytki w łazience. ZGM go wymeldował, a mieszkanie póki co stoi puste. - Ten pan nie ma prawnych możliwości tu wrócić - mówi Tadeusz Rudzik.
W lokalach komunalnych przekonanie, że „się należy” jest powszechne. Tak naprawdę nie ma sposobu, żeby nakłonić najemców do wypełniania należących do nich powinności. Bardzo duża część ma już wyroki eksmisyjne, ale z eksmisji nic sobie nie robi, ponieważ miasto nie ma dokąd przenieść niesolidnych płatników. Rozwiązaniem dla nich mogą być lokale socjalne, na które jak się okazuje, czekają.
- Myśli pani, że gdybym ja wiedziała, że będę tu z dziećmi kolejne lata mieszkała, to naprawdę chciałabym zostać? W takich warunkach? - otwarcie przyznaje jedna z mieszkanek. - Czekam na mieszkanie w bloku, co nowe to nowe - dodaje szczerze.
Z kolei lokatorka z ulicy Gałeckiego nie reguluje opłat, ma kilkoro dzieci i wiele roszczeń. Jej zadłużenie w ZGM sięga... 70 tys. złotych.
Mieszkańcy, tak zwani niezaradni życiowo, to jedynie odsetek tego rodzaju ludzi. Duża część doskonale funkcjonuje otrzymując mieszkanie i pomoc finansową od miasta, a więc z podatków płaconych przez nas wszystkich.