Czego, grzecznie się petenta pytam
Warszawianka jedna, przejazdem w Skierniewicach bawiąc...
... zawitała w okolice profesora Pieniążka, który rozsiadł się wygodnie na ławeczce przed ratuszem. I gdy tak ową rzeźbę kontemplowała, poczuła nagłą potrzebę, więc w te pędy pobiegła do ratusza wychodka szukać. Znalazła, ale zawarty na klucz, a klucz – w kasie.
Ściskając kolana, podreptała więc do kasy o klucz prosić. I ze zdziwienia paszczę rozwarła, widząc scenkę jak nie przymierzając z czasów ustroju skompromitowanego i ćwierć wieku temu w niebyt odeszłego: szamiąc kanapkę urzędniczka jednocześnie petenta obsługiwała, a na prośbę o klucz do wucetu zrobiła minę, jakby chciała powiedzieć „no przecież się nie rozedrę”.
Trzeba jednak przyznać, że bez potrzeby rozrywania udało się kobiecie klucz wręczyć, petenta załatwiać i posilać jednocześnie. Na siorbanie herbaty ze szklanki rąk już jednak zabrakło.
– Gdzie ja trafiłam, co to za skansen? – nie mogła nadziwić się damulka z Warszawy i ochłonęła dopiero słysząc wyjaśnienie, że ratusz w Skierniewicach mamy zabytkowy, więc i scenki historyczne czasami w nim odgrywane są. Ale już niedługo, bo do remontu idzie. Ratusz. Nie urzędniczka.