Fundacje powstają jak grzyby po deszczu. Właściwie po co?
Założenie fundacji to na początku gąszcz formalności, przez które należy przebrnąć. Co będzie dalej, zależy od założycieli i ich celów.
Tomasz Gołębiewski, Karolina Milewska i Monika Szyszczyńska to zarząd właśnie powstałej w Skierniewicach fundacji Zakochani w Pomaganiu. Tomasz wielokrotnie organizujący akcje charytatywne doszedł do wniosku, że komitet społeczny to za mało.
- Fundacja daje więcej możliwości niż działanie bez osobowości prawnej - mówi założycie. - Nie mogłem pozyskiwać środków zewnętrznych ani robić projektów. Jedynie zbieraliśmy datki do puszek.
Fundacja Zakochani w Pomaganiu chce pomagać potrzebującym niezależnie od rodzaju choroby czy wieku. Jej zarząd myśli też o osobach utalentowanych, które nie mają pieniędzy na edukację.
- Na początku będzie trudno wybrać jeden wiodący kierunek, ale z czasem pewnie się to uda - mówi prezes Gołębiewski. - W mieście nie ma prężnie działającej fundacji, więc mamy miejsce do zagospodarowania.
Karolina Milewska przez kilka lat pracowała w fundacji pomocy społecznej Chodźmy Razem. To na jej głowie będzie cała papierkowa robota. Już myśli o miejskich i unijnych projektach, sponsorach, aukcjach dla potrzebujących, a w przyszłości o działalności gospodarczej.
- Jako fundacja możemy działać dużo prężniej niż jako komitet społeczny - tłumaczy Karolina Milewska. - Jedyne, czego się boję to trudne początki, ale zapału na pewno nam nie zabraknie. Nastawiamy się na ciężką pracę - zapowiada.
Beata Czyżewska, od 9 lat zarządzająca fundacją Chodźmy Razem potwierdza, że to praca kosztem życia rodzinnego i wolnego czasu.
- W takiej organizacji trzeba być społecznikiem, inaczej się nie da - mówi Beata Czyżewska. - Pracuję zawodowo w Warszawie od 20 lat i nie myślałam, żeby się utrzymywać z fundacji.
Fundację planuje założyć także Sebastian Jędryka, miłośnik kultury. Póki co nie zdradza, w jakim celu.