Kiedy Skierdelka ucho zabolało...
Skierdelka tak w uchu zakłuło, że aż zaskowyczał! Zaczął szukać lekarza.
O wizycie w ramach NFZ nawet nie pomyślał, bo godzina popołudniowa, więc szanse prawie żadne.
Od czego jednak internety, gdzie komórek jak psów, więc Skierdelek zaczął wydzwaniać.
Odebrała pani laryngolog, zaprosiła, zajrzała w nos i w ucho, z radością oznajmiła: „zapalenie” i przepisała leki.
Skierdelek antybiotyk łykał, aż tu po trzeciej dawce blady się zrobił, siny...
Dzwoni do lekarki, a ona każe antybiotyk odstawiać, rzecz jasna nawet skierdlowego ucha nie oglądając.
Skierdel pomknął więc, znów prywatnie, do innego lekarza.
Ten się za głowę złapał, że chudy Skierdel dostał taką końską dawkę - przekręcić się mógł!
A że antybiotyk odstawić lekarka kazała po półtora dnia, to lekarz chyba nawet nie uwierzył.
Skierdelek z nowymi lekami, w sumie lżejszy o 300 zł, dochodzi do formy i myśli, czy do pani doktor po 100 zł nie wrócić...