Nagrodzony park dziczeje, miasto też zarasta
Miejscy strażnicy nie mają podstaw prawnych, by nakazać właścicielowi wykoszenie swojej działki.
Mirosław Lewandowski jest w skierniewickim parku codziennie. Skierniewiczanin, który początkowo był zachwycony zrewitalizowanym parkiem, coraz częściej załamuje ręce.
- Nie wygląda, żeby ktoś regularnie park pielęgnował i doglądał. Drzewa stoją pousychane, ławki są brudne, a po deszczach alejki straszą wyrwami. Szkoda tego naszego parku - wzdycha.
Park, który w 2015 roku zdobył pierwszą nagrodę w konkursie Towarzystwa Urbanistów Polskich w kategorii „Rewitalizowana przestrzeń publiczna w zieleni”, niepokoi niektórych skierniewiczan widokiem niepielonych rabat i klombów, a także postępującą degradacją nawierzchni alejek pokrytych stabilizerem hanzavia.
- Kiedy skończy się gwarancja na park może warto przemyśleć o wyłożeniu tych alejek po prostu kostką, przynajmniej tam, gdzie wymywane są przez wodę - uważa Mirosław Lewandowski.
- To jedyny sposób: zmiana projektu i wyłożenie tych alejek kostką - przyznaje Piotr Majka, prezes Zakładu Utrzymania Miasta, którego pracownicy bez większych efektów „walczą” z rozpływającymi się alejkami.
W ostatni poniedziałek, po dwóch tygodniach przerwy, rozpoczęto kolejne koszenie parkowych trawników.
- Mamy dwa ciągniki, samobieżną kosiarkę oraz pracowników z kosami ręcznymi, ale oni odpowiadają nie tylko za koszenie parku, ale również trawników w całym mieście. Nie mam tylu ludzi, żeby bez przerwy pracowali tylko w parku, a tam choćby do ciągłego pielenia przydałoby się 6-7 osób - wzdycha Piotr Majka.
Uschnięte drzewa muszą czekać na decyzję konserwatora zabytków, ale parkowe ławki prezes obiecuje umyć jak najszybciej. Podobnie jak wykosić dzikie chaszcze, pleniące się wzdłuż płotu od strony torów kolejowych.
Skoro mowa o chaszczach, to nie mamy najlepszych wiadomości dla tych spośród czytelników, którzy zgłaszali nam potrzebę doprowadzenia do porządku placu po wyburzonym kasynie nad zalewem Zadębie oraz bujnie zarosłego zielskiem małego skwerku w samym centrum miasta: przy skrzyżowaniu ulicy Lelewela i Sobieskiego.
Jak mówi Czesława Kaczmarek, klomb tak zarósł, że aż wstyd miastu przynosi.
Zarówno plac po kasynie, jak i skwerek są własnością osób prywatnych.
- Mieliśmy zgłoszenie w sprawie tego skwerku i jak powiedziała właścicielka, przez wiele lat jego utrzymaniem zajmowało się miasto, ale przestało, gdy pani wycięła iglaki nasadzone przez Zakład Utrzymania Miasta - mówi Artur Głuszcz, komendant straży miejskiej.
Jak wyjaśnia, problem w tym, że strażnicy miejscy nie mają podstaw prawnych, by nakazać właścicielowi wykoszenie swojej działki.
- Jeśli chodzi o śmieci, butelki i tym podobne, to będziemy egzekwować obowiązek utrzymania czystości. Ale chwastów to nie dotyczy - podkreśla.
Mały skwerek jest tylko zachwaszczony, ale spora działka nad zalewem oprócz tego, że zarosła, jest też zaśmiecona, więc strażnicy mają podstawę do działania. Czy będą skuteczni wobec jej właściciela spod Skierniewic, okaże się niebawem.