Skierniewiccy samorządowcy są gotowi ugiąć się przed właścicielami psów, którzy chcieliby swoje czworonogi wprowadzać do parku miejskiego. Czym to grozi, widać na skierniewickich trawnikach czy chodnikach i rodzice małych dzieci psom w parku mówią zdecydowane "nie".
Tymczasem prezydent miasta zapowiada konsultacje lub referendum, którego wyniki będą uzależnione od tego, kto ma większą siłę przebicia. Psie lobby ma.
Gdy w ubiegłym roku kończono rewitalizację parku miejskiego, skierniewiccy radni dyskutowali nad regulaminem obiektu. Kontrowersje wzbudził punkt zabraniający wprowadzania do parku psów. Przeciwnikiem wszelkich restrykcji była zwłaszcza Krzysztof Jażdżyk, wówczas radny, dziś prezydent miasta.
– Jest założony monitoring i w moim przekonaniu to powinno wystarczyć. Dozorować park może straż miejska lub policja, przecież miasto dopłaca do policyjnych patroli – uważał w połowie ub. roku.
Dziś zdanie podtrzymuje.
- Dużo osób do mnie przychodzi i się o to dopomina – mówi prezydent, zapowiadając konsultacje społeczne w sprawie wprowadzania psów do parku, które prawdopodobnie przeprowadzone zostaną w tym, lub przyszłym, miesiącu.
Forma konsultacji nie jest jeszcze ustalona, również nie wiadomo, czy będą wiążące dla samorządu. Jednak już dziś na wieść o otwarciu parku dla psów słychać sprzeciw. Spytaliśmy mieszkańców Skierniewic, co sądzą o psach w parku. Był środek tygodnia, pogoda jednak zachęcała do spacerów, również z dziećmi. Ich rodzice byli zdecydowani przeciw takiemu pomysłowi.
– Moja Ala zaczyna biegać, wielokrotnie zdarzy jej się przewrócić i nie wyobrażam sobie, żeby natrafiła na psią kupę. Przychodzimy do parku, bo jest tu czysto i wiem, że takich niespodzianek nie ma. Poza tym czujemy się bezpiecznie wiedząc, że nie ma biegających psów – pani Anna jest jednoznacznie przeciwna wprowadzania psów do parku.
Nie przekonuje jej zapewnienie, że psy byłyby w kagańcach i na smyczy, a właściciele karnie sprzątaliby odchody do torebek… bo w to nie wierzy.
Podobnego zdania jest mieszkanka ulicy Sienkiewicza, którą trudno posądzić o niechęć do czworonogów, bowiem sama jest właścicielką psa.
– Jestem prawdopodobnie jedyną osobą z tej okolicy, która po nim sprząta. Inni najczęściej puszczają psa na trawnik i nic ich nie interesuje. Nie chciałabym, żeby to samo byłoby w parku, gdzie mogę wejść z dzieckiem, rozłożyć koc na trawie i nie martwić się, że trafię na "minę"… – mówi pani Zuzanna.
Miasto wydaje rocznie około 10 tysięcy złotych na pakiety sanitarne – torebki na psie odchody umieszczone w zasobnikach stojących na skwerach i trawnikach. I mało kto z nich korzysta.
– Niestety społeczeństwo nie dojrzało do problemu psich kup – mówi bez ogródek Piotr Zawadzki, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej i ochrony środowiska UM. – Do tej pory wydaliśmy około 100 tysięcy złotych na pakiety, ale niestety spodziewaliśmy się większych efektów. Sam widzę na osiedlu Widok zatrzęsienie psich kup. Gdy zakazaliśmy wstępu z psami do parku podniosło się larum, ale gdybyśmy nie zakazali, jestem święcie przekonany, że mielibyśmy tam mnóstwo kup – uważa naczelnik.
Przypomnijmy, że w ub. roku "ITS" przeprowadził internetową sondę. Czy jesteś za zakazem wprowadzania psów do parku w Skierniewicach? – spytaliśmy internautów. Za zakazem wypowiedziało się 63 proc., przeciw zakazowi było 34 proc., a obojętnych zaledwie 3 proc. biorących udział w ankiecie.
Gdyby teraz psie lobby wygrało, nikt nie upilnuje, kto nie sprząta po psie. Monitoring w tym nie pomoże, podobnie jak straż miejska, jak dotąd bezsilna wobec kup na ulicach.
Dla pełnego obrazu sytuacji nie należy zapominać o gniazdach gawronów, których największe kolonie znajdują się wzdłuż ulicy Sienkiewicza oraz w części parku za rzeką. Tuż po oddaniu parku do użytku mieszkańcy zaczęli zwracać uwagę na zanieczyszczone ławki. Jak się okazało, część z nich projektanci umieścili przy alejkach pod drzewami, bez uwzględnienia ptasich gniazd. Tak niefortunnie ustawione ławki prawie natychmiast stały się białe od ptasich odchodów.
– Ławki oczywiście myjemy, ostatnio robiliśmy to w lutym, ale problem nie zniknie, dopóki będą stały pod drzewami. Niestety, nie możemy ich samowolnie przestawić, bo zostały umieszczone zgodnie z projektem – wyjaśnia Piotr Majka, prezes spółki Zakład Utrzymania Miasta, która opiekuje się miejskim parkiem.
– Też mi ręce opadają, jak to widzę – przyznaje Piotr Zawadzki i obiecuje rozmowę z konserwatorem zabytków, który może wyrazić zgodę na przestawieniu ławek poza zasięg gawronów.
Ustaliliśmy, że problemów z tym nie będzie, bo Katarzyna Starecka też widzi co się dzieje z ławkami.
– Jeśli miasto wystąpi o przestawienie ławek, dam zgodę bez kłopotów – zapewnia konserwator.
Pytana o psy w zabytkowym parku, zaskakuje: – Jestem za wprowadzaniem, bo park powinien być dla wszystkich. Oczywiście psy nie powinny być puszczane luzem – mówi Katarzyna Starecka.