Okno podrzutków

Czytaj dalej
Aneta Kapelusz

Okno podrzutków

Aneta Kapelusz

Okna Życia dla niechcianych noworodków nie są pomysłem dnia dzisiejszego. W Domu Podrzutków w Warszawie takie okno działało już w pierwszej połowie XVIII wieku. Dziesiątki niemowląt z Domu Podrzutków trafiło na wychowanie do rodzin spod Skierniewic. Przeżyły nieliczne.

Niemowlęta oddawane były kobietom wiejskim, które karmiły je za opłatą. Wymogi jakie kobietom stawiano to: łagodność w obejściu, świeży oddech i pokarm. Niemowlęta przyjmowali najczęściej ubodzy wyrobnicy, żeby mieć dodatkowy dochód. Najwięcej dzieci w obecnym powiecie skierniewickim trafiło do rodzin z okolic Skierniewic i Bolimowa w latach 1854-57 oraz z okolic Jeruzala w latach 1827-1840. Większość z nich zmarła.

Dzieci wydawane na wychowanie z Domu Podrzutków, później przemianowanego na Szpital Dzieciątka Jezus, miały zawieszane na szyi medaliki z numerem ewidencyjnym. Nierzadko, gdy wychowanek umarł, przybrana matka zakładała medalik na szyję własnego dziecka i jechała z nim do Warszawy po odbiór zapłaty za karmienie. Teoretycznie dziecko trzeba było pokazać komisji dwa razy w roku przy odbiorze wynagrodzenia. Dla wychowanków, którym jakoś udało się przeżyć wczesne dzieciństwo, następne lata nadal były ciężkie. Od najmłodszych lat dzieci pracowały w gospodarstwie, były karcone, jadły resztki, spały w stajniach i oborach. Zdarzały się też pozytywne wyjątki, gdy były dobrze traktowane, na równi z domownikami. O ile opiekun nie chciał zatrzymać dziecka dla siebie, w wieku 7 lat wracało ono do Szpitala Dzieciątka Jezus, aby nauczyć się zawodu.

Chłopcy jakiegoś fachu, a dziewczynki przeznaczano na służące. Los służącej zależał od przypadku. Jej praca zawsze była ciężka, ale mogła trafić do rodziny o wysokiej moralności, lub rodziny, gdzie była wykorzystywana seksualnie. Służącą, która „popadła w nieszczęście”, czyli zaszła w ciążę, zwykle wyrzucano z pracy. Jeśli jednak po porodzie oddała dziecko do Domu Podrzutków mogła liczyć, jako osoba wolna, na inne zatrudnienie.

Co jednak miała zrobić służąca ze Skierniewic lub okolic, gdzie nie było Domu Podrzutków? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w archiwalnych skierniewickich metrykach: „Przed urzędnikiem USC stawiła się Agata Mazurkiewicz, żona wyrobnika, we wsi Grabinie zamieszkała, w obecności Henryka Dzierżanowskiego wójta gminy Skierniewice i Marcelego Brzeziewicza, jego pomocnika i oświadczyła, że w dniu 30 kwietnia 1857 roku przed południem znalazła w lesie przy drodze z Bolimowa do Skierniewic prowadzącej porzucone dziecię płci żeńskiej około czterech miesięcy mające, ubrane w koszulkę z perkalowymi mankietami, sukienkę drelichową w różowe paski i czepeczek muślinowy.

Dziecięciu temu na chrzcie świętym nadane zostały imiona Emilia Olimpia. "Dalsze życie Emilii Olimpii NN to niewiadoma. W metrykach urodzenia niektórych nieślubnych dzieci można znaleźć adnotację, że ich matka to „żołnierka” czyli kobieta, której mąż od dłuższego czasu przebywa w wojsku. Natomiast pewna mężatka spod Skierniewic, która urodziła dziecko nie swojego męża została określona w aktach jako „żona nieprawego łoża”. Jednak większość samotnych matek to niezamężne służące. Smutny i niepewny był los dzieci, które zostały przy swoich bezrobotnych i bezdomnych matkach żyjących z żebrania. Zazwyczaj kończył się tak:

„(…) Gospodarze oświadczyli, że dnia 6 marca 1853 r. zmarł Marcin z nazwiska nieznany, przez matkę w czasie tęgich mrozów za jałmużną chodzącą, we wsi Sypień pozostawiony.”

HISTORIA: Zabili chłopców z klubu Rosamundy

Aneta Kapelusz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.