Walu, piszę to w zachwycie
Po kilku miesiącach poszukiwań udało nam się odnaleźć rodzinę Wali Konopskiej. Danuta Chmielewska mieszka w Warszawie i zachowała wszystkie pamiątki po siostrze.
Zagłębiając się w tę niezwykłą historię można mieć filozoficzny dylemat: wszystko jest dziełem przypadku czy też nic przypadkiem się nie dzieje?
Losy bohaterów naszej opowieści są naprawdę niebywałe i z pewnością mogłyby posłużyć za kanwę niejednej hollywoodzkiej fabuły.
Przypomnijmy początek tej historii.
Kilka miesięcy temu do redakcji „ITS” nadszedł list, w którym profesor Yuval Garini z Izraela poprosił nas o pomoc w odszukaniu kobiety, dzięki której jego matka, Ziva, przeżyła pobyt w obozie w Oświęcimiu. Kobieta nazywała się Wala Konowska (według pierwszej wersji) i mieszkała podczas wojny, tak jak Ziva, w Rawie Mazowieckiej. Ziva była Żydówką, Wala Polką, ale obydwie zrządzeniem losu w podobnym czasie trafiły do obozu w Auschwitz. Tam Walentyna pracowała w obozowym biurze i dzięki lepszej pozycji mogła pomóc Zivie, która do końca życia twierdziła, że to właśnie dzięki pomocy Polki przetrwała obóz.
Rodzina Zivy Garini z Izraela szuka Wali Konowskiej z Rawy Mazowieckiej
Po wojnie wyemigrowała do Izraela nie wiedząc nic więcej o dalszych losach Wali. Przed śmiercią poprosiła syna, aby ten postarał się ją, lub jej rodzinę odnaleźć.
Zaczęliśmy więc poszukiwania, nie wiedząc praktycznie nic, oprócz domniemanego wieku Wali i podejrzeń, że działała w podziemiu. Nasze poszukiwania opisywaliśmy w jednym z poprzednich artykułów. Cały czas zgłębialiśmy temat, choć ani czas ani ludzka pamięć nie były w tej sprawie naszymi sprzymierzeńcami.
Nadzieja z lekka w nas się wypalała, gdy któregoś dnia otrzymaliśmy e-mail o treści „Pragnę poinformować, że Wala Konopska z domu Perkowicz po ucieczce z obozu w Auschwitz wróciła do domu rodzinnego, ale wkrótce, w roku 1945 zmarła. Wala jest moją rodzoną siostrą.”
List napisała Danuta Chmielewska, siostra Walentyny! Jak najszybciej poprosiliśmy zatem o spotkanie i zostaliśmy wspaniale ugoszczeni.
Pani Danuta mieszka wraz z mężem Jerzym w Warszawie i pieczołowicie przechowuje wszelkie pamiątki po siostrze. Jest energiczną i charakterną osobą, od razu widać, że w tej rodzinie kobiety były silne i odważne, co tłumaczy bohaterskie zachowania Walentyny, która - jak się okazało - w obozie pomagała wielu osobom.
Pani Danuta ze wzruszeniem opowiedziała nam o losach swojej rodziny.
Koleje losu sprawiły, że rodzice Wali i Danuty, Lidia i Stefan Perkowiczowie, przed wojną i w jej trakcie wielokrotnie się przeprowadzali. Sama Walentyna przyszła na świat na Łotwie, później cała rodzina trafiła do Białej Rawskiej i Cielądza, a przez jakiś czas mieszkała w rawskim lesie, ponieważ Stefan Perkowicz był nadleśniczym. Po wybuchu wojny rodzina chciała uciekać, ale pani Lidia w ostatniej chwili podjęła decyzję o powrocie do Cielądza.
Walentyna, która kształciła się w Wilnie i świetnie mówiła po niemiecku, szybko zaczęła pracować w urzędzie pracy w Rawie Mazowieckiej. Najprawdopodobniej wtedy poznała Zivę Garini. Niedługo później wyszła za mąż. Jej wybrankiem został Bogdan Konopski. Pobrali się w Cielądzu, zamieszkali w Rawie, jednak małżeństwem byli zaledwie cztery miesiące...
Wciąż szukamy śladów Wali Konow(p)skiej
- Przyjechali po nich z listą do Cielądza, do nas, bo w Rawie nie mogli ich znaleźć. Pamiętam to, chociaż byłam o 11 lat młodsza od Wali i nie wszystko rozumiałam. Rodzice nie chcieli powiedzieć, gdzie ona jest. Niemcy zaczęli ojca bić, wtedy nasza gosposia zaczęła krzyczeć, że im powie. I tak ich zabrali. Najpierw do więzienia do Tomaszowa, później do Oświęcimia. Bogdana zabili od razu - wspomina pani Danuta. Na pytanie, czy Walentyna działała w podziemiu, pani Danuta odpowiada bez wahania: - Z pewnością. Ktoś ich dlatego wydał - wzdycha.
W Auschwitz, dzięki znajomości niemieckiego, Walentyna pracowała w obozowym biurze, co było uprzywilejowaną pozycją. Wykorzystywała to, aby pomagać innym. Udawało jej się wysyłać listy do domu. Pani Danuta nadal je trzyma. Zimą 1945 roku wraz z inną więźniarką zdecydowała się na ucieczkę z obozu w trakcie tzw. marszu śmierci. Po tułaczce trafiła do Cielądza.
- Walunia przyszła do nas już chora, ale nie dała sobie przetłumaczyć, żeby poleżała w łóżku. Ganiało ją po kraju, była cały czas w rozjazdach, ciągle się martwiła, co z innymi z obozu. Trafiła do domu zimą, a w sierpniu dostała krwotoku i zmarła mamie na rękach. Prawdopodobnie to była gruźlica - mówi pani Danuta.
O postawie Walentyny niech świadczy wierszyk, który napisała dla niej więźniarka Krystyna Żywulska, autorka książki „Przeżyłam Oświęcim”: „Moja najmilsza Walu, piszę ten wierszyk w zachwycie... Jak trudno jest życzyć komuś, komu zawdzięcza się życie...”
Walentyna Konopska spoczęła w rodzinnym grobie w Kutnie. Zmarła mając 26 lat.
Pani Danuta zaś nadal pielęgnuje o niej pamięć...